Niemcy znów chcą przypisywać swoje zbrodnie Polakom. Nie ustają w promocji obraźliwej dla nas książki

To właśnie ta książka, opublikowana w 2024 roku, została już wcześniej ostro skrytykowana — m.in. przez ówczesnego prezesa IPN Karola Nawrockiego, dziś prezydenta RP — za sposób przedstawienia okupacyjnej rzeczywistości i tytuł mogący sugerować zbiorową odpowiedzialność Polaków za niemieckie zbrodnie.
Książka, która rozmywa niemiecką winę
Autor, urodzony w Zabrzu, od lat związany z niemieckim środowiskiem akademickim, zyskał rozgłos publikacjami, w których często przenosi ciężar odpowiedzialności za tragedię II wojny światowej z Niemców na inne narody. W swojej najnowszej książce twierdzi, że „wybrani polscy burmistrzowie” mieli być „w znacznym stopniu zaangażowani w prześladowania i mordowanie Żydów”.
Choć sam Rossoliński-Liebe pisze o „wybranych przypadkach”, tytuł jego pracy — Polscy burmistrzowie i Holocaust — brzmi jak oskarżenie wobec całej warstwy polskich władz lokalnych z okresu okupacji. Z polskiego punktu widzenia takie uogólnienie jest historycznie fałszywe i moralnie niedopuszczalne.
Fakty: polscy samorządowcy pod terrorem III Rzeszy
Po napaści Niemiec na Polskę w 1939 roku większość polskich władz samorządowych została rozwiązana lub podporządkowana okupantom. Burmistrzowie i wójtowie, którzy zostali na stanowiskach, działali pod bezpośrednim nadzorem niemieckich urzędników, pozbawieni jakiejkolwiek realnej władzy. Ich decyzje były nadzorowane, a odmowa wykonania rozkazów często kończyła się aresztowaniem lub śmiercią.
Trudno więc mówić o „kolaboracji” w sensie aktywnego współudziału w niemieckich zbrodniach. Przeciwnie — znane są dziesiątki przypadków polskich burmistrzów zamordowanych przez Niemców za postawę patriotyczną, jak Franciszek Mazurkiewicz z Kamionki, Jan Krak z Odolanowa czy Teodor Roman Bolduan z Wejherowa.
Dom Polsko-Niemiecki — instytucja bez Polski
Wydarzenie promujące książkę odbędzie się w tzw. Domu Polsko-Niemieckim w Berlinie (Deutsch-Polnisches Haus). To inicjatywa powołana przez niemiecki rząd federalny — a konkretnie przez urząd komisarza ds. kultury i mediów (BKM). Projekt ma służyć „dialogowi i pamięci”, ale faktycznie jest projektem niemieckim, realizowanym bez polskiego udziału instytucjonalnego.
Zgodnie z zapowiedzią organizatorów, Dom Polsko-Niemiecki ma w przyszłości stałą siedzibę i stać się „miejscem spotkań i refleksji o historii okupacji niemieckiej”. Póki co jednak jego działania — takie jak promocja książki Rossolińskiego-Liebe — pokazują, że zamiast dialogu mamy do czynienia z jednostronną narracją historyczną, w której niemiecka odpowiedzialność zostaje rozmyta, a Polska znów staje się oskarżonym.
Co ciekawe, spotkanie autorskie i promocja wspomnianej książki odbędzie w tym domu "polskim" zaledwie dwa miesiące po identycznym wydarzeniu, które zorganizowano... w Domu Konferencji w Wansee, wydarzenia, na którym wysocy niemieccy urzędnicy państwowi omawiali "ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej".
źr. wPolsce24 za X










