Jak oszukują Niemcy? Wciąż utrzymują stan pandemii, bo... pozwala im omijać prawo

Niemiecki „hamulec długu” tylko na papierze
Niemiecki Schuldenbremse, czyli konstytucyjny hamulec zadłużenia, miał gwarantować zrównoważone finanse i ograniczać deficyt budżetowy. Oficjalnie regułę można zawiesić tylko w razie nadzwyczajnego kryzysu, dlatego w czasie pandemii COVID-19 rząd uruchomił ogromne pakiety pomocowe, formalnie w imię ratowania gospodarki przed skutkami lockdownu.
Po ustąpieniu pandemii tych specjalnych mechanizmów i pakietów nie wycofano, lecz „przepakowano” do osobnych funduszy, które dziś finansują m.in. transformację energetyczną. Dzięki temu Niemcy utrzymują wizerunek państwa trzymającego się reguł, jednocześnie realnie zwiększając skalę wydatków publicznych.
Fundusze klimatyczne i migracyjne poza budżetem
Dziś nikt już nie walczy o poprawę stanu gospodarki i zdrowia, ale... raz wykorzystane fundusze wciąż formalnie funkcjonują jako "tarcza pandemiczna". Z tych środków finansowane są teraz inwestycje w energetykę, przemysł i zieloną transformację. O walce ze skutkami COVID-19 niemiecka gospodarka zapomniała.
Co więcej, podobną metodę zaczęto stosować przy innych wydatkach, w tym przy finansowaniu polityki migracyjnej oraz ośrodków dla uchodźców, co pozwala odciążyć oficjalny budżet federalny. Formalnie hamulec zadłużenia pozostaje nienaruszony, ale w praktyce rośnie góra zobowiązań ukrytych w pozabudżetowych konstrukcjach.
Wyrok trybunału i zarzuty kreatywnej księgowości
Krytycy takiej praktyki mówią wprost o obchodzeniu ducha konstytucji i kreatywnej księgowości w wydaniu największej gospodarki UE. W 2023 roku Federalny Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z prawem przesunięcie 60 mld euro „pandemicznych” środków do funduszu klimatycznego, uznając, że nie można dowolnie zmieniać celu zadłużenia zatwierdzonego w stanie wyjątkowym.
Wyrok wywołał polityczne trzęsienie ziemi, zmuszając koalicję rządzącą do gwałtownego łatania budżetu i cięć w planach inwestycyjnych. Jednocześnie pokazał, jak daleko Berlin był gotów posunąć się, by utrzymać ambitne programy wydatkowe bez oficjalnego odejścia od dogmatu oszczędności.
Co ta „metoda na pandemię” znaczy dla Europy?
Niemiecka kombinacja funduszy pozabudżetowych i wyjątków pandemicznych tworzy precedens, który może zachęcać inne państwa do podobnego „rozciągania” reguł fiskalnych. Jeśli największa gospodarka strefy euro obchodzi ograniczenia, trudniej będzie wymagać ścisłej dyscypliny od słabszych partnerów.
Jednocześnie rośnie presja na większą przejrzystość finansów publicznych i uczciwe liczenie długu, bo od tego zależy zaufanie rynków i stabilność całej Unii. Debata o niemieckiej „metodzie na pandemię” staje się więc testem, czy europejskie reguły budżetowe są realnym ograniczeniem, czy tylko polityczną dekoracją.
źr. wPolsce24 za BiznesAlert











