Reżym Asada upadł. Co teraz stanie się z Syrią?
Hafez al-Asad był jedną z czołowych postaci zamachu stanu w 1963 roku, który sprawił, że władzę nad Syrią socjalistycznej partii Ba'ath. W 1966 roku wziął udział w drugim zamachu stanu, w którym obalono jej władze. Cztery lata później zorganizował trzeci zamach, po którym został de facto przywódcą Syrii. Zerwał z socjalizmem na rzecz modelu mieszanego, chociaż nadal pozostał sojusznikiem ZSRS, w zamian za wsparcie przeciwko Izraelowi. Pod jego rządami ważne stanowiska, w tym w wojsku i służbach, powierzano niemal wyłącznie Alawitom.
Następca tronu
Po zdobyciu pełni władzy Hafez zaczął szukać następcy. Pierwszym wyborem był jego brat Rifaat, ale ten dokonał nieudanej próby zamachu stanu, gdy Hafez był chory, i został po niej wygnany. Drugim kandydatem był jego najstarszy syn Bassel, ale ten zginął w wypadku samochodowym w 1994 roku. Wtedy zdecydował, że powierzy władzę swojemu młodszemu synowi Baszaszarowi, i równocześnie dokonał czystki członków jego rządu, którym to się nie podobało. Kiedy zmarł w 2000 roku, Baszszar al-Asad porzucił karierę lekarza i został nowym dyktatorem.
Gdy tylko został „wybrany” nowym prezydentem – co nie było wielkim wyczynem, bo był jedynym kandydatem – pojawił się ruch zwany jako Wiosna w Damaszku. Początkowo udało mu się doprowadzić m.in. do zamknięcia cieszącego się złą sławą więzienia Mezzeh i obietnicy amnesti dla więźniów politycznych. Szybko jednak rozpoczęły się represje opozycji i osób, które uznawał za potencjalnych wrogów. Równocześnie jednak Asad pomagał USA w walce z al-Kaidą, a CIA przyznawała, że jest zaskoczona skalą tej pomocy.
Syryjska wiosna
Pod koniec stycznia 2011 roku w Syrii doszło do największych w historii tego kraju protestów, które były częścią szerszej Arabskiej Wiosny. Ich uczestnicy domagali się poszanowania praw obywatelskich i anulowania stanu wyjątkowego, który obowiązywał do 1963 roku. W czerwcu Asad obiecał dialog, potencjalne reformy, nowe wybory i większą wolność. Amerykanie – głównie ówczesna sekretarz stanu Hillary Clinton – domagali się jednak jego rezygnacji. Równocześnie reżym rozpoczął brutalną rozprawę z uczestnikami protestów, w której tysiące osób straciły życie. Ci z kolei zaczęli formować zbrojne milicje. Do końca roku niepokoje społeczne zamieniły się w brutalną wojnę domową.
Zrozumienie, o co chodzi w Syrii, nie jest łatwe. To nie jest bowiem konflikt, w którym mamy dwie jasno zdefiniowane strony. Syryjską opozycję łączyła jedynie wrogość do Asada i chęć odebrania mu władzy. Poza tym miały różne poglądy i różne interesy, często przeciwstawne ze sobą. W tym chaotycznym krajobrazie pojawiły się też obce interwencje, głowę zaczęli podnosić islamiści, a wszystkie strony dostały zagraniczne wsparcie.
Taniec mocarstw
Od początku tego konfliktu jednym z najbliższych sojuszników Asada była Rosja. Ich dyplomaci zablokowali jakąkolwiek możliwość zorganizowanej odpowiedzi ONZ. W 2015 roku rozpoczęli zbrojną interwencję, wysyłając do Syrii głównie lotnictwo, komandosów, najemników z Wagnera i doradców. Rosjanie błyskawicznie „zasłynęli” wyjątkową brutalnością, bombardowali cywili i dokonywali licznych zbrodni wojennych. Generał Siergiej Surowikin, który dowodził rosyjskimi wojskami w Syrii w 2017 roku, dostał przez to przydomek Generał Armageddon. W zamian za pomoc, Rosjanie otrzymali od Asada możliwość korzystania z dwóch baz wojskowych. Te nie tylko pomagały im w samej interwencji, ale też w realizacji imperialnych ambicji w Afryce.
Rok wcześniej w wojnie interweniowały też Stany Zjednoczone. Oficjalnym celem operacji Inherent Resolve była walka z ISIS, które w sierpniu 2014 roku rozpoczęło okupację wchodniej części kraju. Amerykanie wspierali jednak także Wolną Armię Syrii, złożoną w dużym stopniu z dezerterów z armii Asada. Od 2017 roku Amerykanie bezpośrednio atakowali też rządowe cele, głównie w obronie wspieranej przez siebie opozycji. Po pokonaniu syryjskiego odłamu ISIS Donald Trump nakazał wycofanie żołnierzy, ale ostatecznie nie wycofano wszystkich. Obecnie w Syrii stacjonuje ok. 900 Amerykanów, których głównym zadaniem jest szkolenie Kurdów i pilnowanie aktywności Iranu i islamistów.
Kurdowie są główną siłą w Syryjskich Siłach Demokratycznych, koalicji rozmaitych milicji etnicznych. Są głównym sojusznikiem USA i odegrali ogromną rolę w pokonaniu ISIS. Równocześnie zdobywali coraz większą władzę nad północno-wschodnią częścią kraju, która obecnie jest de facto regionem autonomicznym. To nie podoba się Turcji, która uważa, że ten region to początek budowy niepodległego Kurdystanu, którego część obecnie leży na terytorium Turcji. Łączy ich także z kurdyjskim separatyzmem i terroryzmem w Turcji.
Nieradykalni radykałowie?
Sama Turcja od początku wojny w Syrii dokonała kilku interwencji zbrojnych po drugiej stronie granicy i obecnie de facto kontroluje leżący wzdłuż niej pas ziemi. Wspiera też niektóre frakcje opozycji – głównie te, które walczyły nie tylko z Asadem i islamistami, ale także z Kurdami. Eksperci podejrzewają, że wydała cichą zgodę Organizacji Wyzwolenia Lewantu (HTS) na ostatnią ofensywę.
HTS to najsilniejsza część syryjskiej opozycji. To właśnie oni stoją za ofensywą, która w 10 dni obaliła Asada. To koalicja sunnickich bojówek, która wywodzi się z Frontu Al-Nusra. Front Al-Nusra był organizacją dżihadystyczną, której celem było zbudowanie w Syrii państwa islamskiego. W 2013 roku przyznali się do związków z al-Kaidą. Mniej więcej w połowie 2016 roku przeszli jednak radykalny rebranding. Zerwali oficjalnie z al-Kaidą i dżihadyzmem i skupili na zarządzaniu zdobytymi wcześniej terenami w okolicach Idlib. Twierdzą, że teraz ich głównym celem jest stworzenie nowego rządu, a od początku ofensywy obiecują, że że nie będą prześladować mniejszości etnicznych i religijnych. Czas pokaże, czy te obietnice są poważne, czy są tylko kamuflażem, który ma im zapewnić międzynarodową legitymację.
Ważną rolę w tej wojnie odgrywał też Iran. Syria była ważnym elementem wymierzonej głównie w Izrael „osi oporu”. Przez Syrię biegł ważny szlak zaopatrzeniowy, którym zapewniał broń i zaopatrzenie Hezbollahowi i innym organizacjom terrorystycznym. W zamian za to zapewniali tysiące wojowników, którzy pomagali reżymowi w walce z opozycją. Teraz to już przeszłość. Media informują, że szlak przerzutowy jest już nieczynny, a Iran w piątek rozpoczął ewakuację swoich ludzi.
Iran i Rosja stracą na tej wojnie
Pytaniem pozostaje to, co dalej. Assad raczej na pewno nie wróci już do władzy. Obecnie ma przebywać w Moskwie, a opozycja twierdziła wcześniej, że wielu jego żołnierzy poddawało się bez walki. Wątpliwe, aby chcieli za niego teraz umierać. Rosja i Iran także nie mają jak mu pomóc. Gdyby były w sytuacji, w której mogą przeznaczyć część swoich sił na Syrię, to nie straciłby władzy. Będzie miał szczęście, jeśli Rosjanie nie przehandlują go za pozwolenie na dalsze korzystanie z baz w Syrii. Dla Iranu priorytetem jest wspieranie tego, co zostało z Hamasu i Hezbollahu w wojnie z Izraelem.
Rosja i Iran także wyjdą z Syrii osłabione. Wspieranie reżymu Assada było dla Putina opłacalne, ale było też kwestią prestiżową. Fakt, że nie potrafił mu pomóc, sprawi, że przywódcy innych państw dwa razy zastanowią się, czy sojusz z Rosją jest naprawdę opłacalny. Tym bardziej, że Rosja pokazała już wcześniej słabość tym, że nadal nie udało jej się podbić znacznie słabszej Ukrainy i tym, że nie pomogła Armenii po ataku Azerbejdżanu, chociaż była do tego zobowiązana zasadami Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. Utrata Syrii sprawi też, że Iran będzie miał dużo trudniej w kwestii wspierania organizacji terrorystycznych, które są jego głównym narzędziem wywierania wpływu na region.
Wieczna wojna
Mało kto jednak spodziewa się, żeby upadek reżymu miał być końcem przemocy w Syrii. Nie da się wykluczyć, że poszczególne frakcje opozycji dogadają się ze sobą i podzielą władzą, ani tego, że Syria rozpadnie się na kilka nowych tworów. Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak być to, że wojna domowa będzie trwała nadal, tylko Assad nie będzie już brał w niej udziału.
Ten, kto w niej wygra, będzie rządził ruinami. 14 lat wojny i międzynarodowych sankcji sprawiło, że z dawnej Syrii nie zostało wiele. Przed wojną jej gospodarka była porównywalna z gospodarkami Słowenii czy Paragwaju, ale zmniejszyła się o 85% i dziś Syria porównywalna jest z Czadem czy Palestyną. Działania wojenne zniszczyły lub uszkodziły setki tysięcy budynków i infrastrukturę. Syria zmaga się też z hiperinflacją, a blisko jedna piąta jej populacji uciekła z kraju. Odbudowa tego państwa będzie monumentalnym zadaniem. Wielu ekspertów uważa, że nawet jeśli założyć, że Syria stanie się stabilna politycznie i zachód będzie mógł znieść sankcje – a na razie to bardzo śmiałe założenie – to powrót do poziomu sprzed wojny potrwa co najmniej dekadę.
Islamiści skorzystają z okazji?
Bieda i niestabilność polityczna to z kolei idealna pożywka dla islamskiego ekstremizmu. ISIS w Syrii udało się wprawdzie pozbawić terytorium, ale to nie oznacza, że ta organizacja tam nie wróci. Nie da się także na razie wykluczyć, że HTS, który na razie zarzeka się, że skończył z ekstremizmem, zmienił jednak zdanie. Taki rozwój wydarzeń ewidentnie martwi USA i Izrael. To pierwsze państwo dokonało już serii nalotów na cele w Syrii, a to drugie zaatakowało składy uzbrojenia, które mogłoby wpaść w niepowołane ręce, i zajęło dawną strefę buforową na wzgórzach Golan.
Wiele osób martwi się dalszymi losami syryjskich chrześcijan. To państwo ma jedną z najstarszych społeczności chrześcijańskich na świecie, sięgającą czasów apostołów. Przed wojną stanowili ok. 10% populacji Syrii, ale wielu z nich zdecydowało się na ucieczkę i dziś szacuje się, że stanowią ok. 2%. Formalnie syryjska konstytucja gwarantowała im wolność wyznania i większość praw obywatelskich, ale to nie oznacza, że nie byli prześladowani przez Asada. Nie trzeba chyba dodawać, że ich los był dużo trudniejszy na terenach, które okupowali islamiści. Jedynie Kurdowie byli wobec nich tolerancyjni, ale dziś także ich przyszłość maluje się w niepewnych barwach. To, co się z nimi stanie teraz, w największym stopniu zależy od tego, czy islamiści z HTS, którzy w przeszłości wielokrotnie ich prześladowali, dotrzymają słowa, że nie będą tego już robić.
źr. wPolsce24