Jeff Bezos wyjaśnił dlaczego jego dziennik nie poparł kandydatury Harris. Chodzi mu o wiarygodność
Tradycją w USA jest to, że wiele mediów wyraża oficjalne poparcie dla kandydata w wyborach prezydenckich. Rozgłośnia radiowa NPR ujawniła jakiś czas temu, że "Washington Post" – trzeci największy dziennik w USA – w tym sezonie wyborczym nie poprze żadnego z kandydatów. Było to wielkim zaskoczeniem, bowiem ten dziennik nieszczególnie ukrywa, że sympatyzuje z lewicą. W niemal wszystkich wyborach popierał kandydatów Partii Demokratycznej. Jeśli chodzi o wybory prezydenckie, popierał wszystkich demokratycznych kandydatów od czasów Jimmiego Cartera, poza wyborami w 1988 roku, kiedy nie poparł nikogo. Ani razu nie udzielił wsparcia kandydatowi Republikanów.
Czytelnicy byli oburzeni
Decyzję o tym, że w tym roku i w kolejnych wyborach dziennik nie poprze żadnego kandydata ogłosił jego prezes William Lewis. Tłumaczył, że podjął tę decyzję, aby dziennik wrócił do korzeni, gdy pozował na medium niezależne. Lewis dodał, że jego zdaniem czytelnicy są w stanie sami podjąć decyzję, na kogo oddać głos.
Decyzja o tym, że WaPo - jak mówi się o gazecie w USA- nie poprze Harris, doprowadziła do serii demonstracyjnych odejść i gniewnych artykułów. Sprawiła też, że ok. 200 tys. osób zrezygnowało z prenumeraty.
Amerykańskie media donosiły, że to nie Lewis podjął decyzję. Miał za nią stać Jeff Bezos, założyciel Amazona, który nabył dziennik w 2013 roku od rodziny Graham, do której należał od lat 30. XX wieku.
Źródła zaznajomione ze sprawą informowały, że artykuł z oficjalnym poparciem dla Harris był już gotowy, ale Bezos zablokował jego publikację. Pracownicy i byli pracownicy dziennika sugerowali, że miliarder zrobił to, bo się bał, że w razie zwycięstwa Trump zemści się na jego biznesach.
Chodziło o wiarygodność
Teraz miliarder postanowił się z tego wytłumaczyć. W swoim felietonie, opublikowanym oczywiście na łamach WaPo, zwrócił uwagę na niedawny sondaż Gallupa, z którego wynika, że Amerykanie ufają mediom mniej niż politykom. Nasz zawód budzi teraz najmniejsze zaufanie z wszystkich. Coś, co robimy, wyraźnie nie działa – napisał.
Musimy być szczerzy, i muszą nam wierzyć, że jesteśmy szczerzy. To gorzka pigułka do przełknięcia, ale zawodzimy, jeśli chodzi o ten drugi wymóg. Większość ludzi jest przekonana, że media są stronnicze. Każdy, kto tego nie widzi, nie zwraca uwagi na rzeczywistość, a ci, którzy walczą z rzeczywistością, przegrywają (…) Łatwo byłoby winić innych za nasz długotrwały spadek wiarygodności (i tym samym ograniczenie wpływu na rzeczywistość), ale mentalność ofiary nie pomoże. Narzekanie to nie jest strategia. Musimy pracować ciężej, by kontrolować to, co możemy kontrolować, by zwiększyć swoją wiarygodność – napisał.
Bezos stwierdził też, że jego zdaniem wyrażanie poparcia przez dzienniki nie ma żadnego wpływu na wybory.
Może mieć rację – w USA kandydaci Demokratów są popierani przez media nieporównywalnie częściej niż kandydaci Republikanów, a przecież nie zawsze wygrywają. Sam Trump w 2016 r. dostał oficjalne poparcie tylko od garstki tytułów, często o lokalnym zasięgu, a wygrał z Hillary Clinton, którą poparła większość dużych redakcji.
Zdaniem Bezosa jedynym efektem takiego wsparcia jest to, że dane medium zaczyna być postrzegane jako stronnicze. Stwierdził, że decyzja o braku poparcia kogokolwiek była właściwa i żałuje, że nie podjął jej wcześniej, a nie tuż przed wyborami. Podkreślił jednak, że było to efektem niewystarczającego planowania, a nie jakiejś celowej strategii. Odmowa poparcia kandydatów w wyborach prezydenckich sama w sobie nie przesunie nas dużo wyżej na skali zaufania, ale to znaczący krok we właściwym kierunku – podkreślił.
Nie było quid pro quo
Bezos odniósł się również do plotek, że dogadał się z Trumpem. Media ujawniły, że w dniu ogłoszenia, że gazeta nie udzieli poparcia Harris, z byłym prezydentem spotkał się szef należącej do niego firmy Blue Origin. Firma ta, podobnie jak SpaceX Elona Muska, zajmuje się budową statków kosmicznych i szeroko współpracuje z NASA.
To spotkanie wzbudziło spekulacje, że ceną za brak poparcia Harris była obietnica, iż w razie zwycięstwa Trumpa rząd USA podpisze z firmą Bezosa kolejne lukratywne kontrakty. Bezos stwierdził, że oba wydarzenia nie miały za sobą nic wspólnego, a to, że miały miejsce jednego dnia, było tylko niezręcznym przypadkiem.
Bezos oskarżył też prasę o to, że coraz mniej trafia do zwykłych ludzi, dla których głównym źródłem informacji stają się mało wiarygodne media społecznościowe. Washington Post i New York Times wygrywają nagrody, ale coraz bardziej mówimy tylko do pewnej elity. Coraz bardziej mówimy do siebie samych - napisał. Dodał, że nadal nie ma zamiaru narzucać WaPo swoich opinii i poglądów, ale nie pozwoli, by jego gazeta została na autopilocie i odpłynęła w brak znaczenia, gdyż świat teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje wiarygodnego, zaufanego i niezależnego głosu.
Dodał także, że rezygnacja z oficjalnego popierania kandydatów nie będzie jedyną zmianą w walce o wiarygodność, a on sam doskonale wie, że te zmiany spotkają się z krytyką.
WaPo nie jest jedynym dużym lewicowym dziennikiem, który nie poparł w tych wyborach kandydatury Harris. Wcześniej taką samą decyzję podjął "Los Anageles Times". Decyzję o tym podjął, nie tłumacząc zbytnio swoich motywów, miliarder z branży biotech Patrick Soon-Shiong, który kupił dziennik w 2018 roku. Jego córka, znana skrajnie lewicowa aktywistka Nika Soon-Shiong napisała w oświadczeniu, że powodem było wsparcie Harris dla Izraela podczas wojny w Gazie. Wkrótce potem jej ojciec wydał własne oświadczenie, w którym stwierdził, że córka nie przemawia w imieniu dziennika, nie bierze udziału w dyskusjach z jego kierownictwem i podejmowaniu decyzji, ani nie pełni w nim żadnej roli. Jego pracownicy – w tym ci, którzy demonstracyjnie odeszli z pracy – również twierdzą, że nikt im nie podał powodów decyzji.
Źr. wPolsce24 za Fox News, NPR