Hulk Hogan i Undertaker po stronie Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Są i tacy wrestlerzy, którzy popierają Harris
Wrestling pojawił się w XIX-wiecznym USA. Zapasy były wtedy jednym z najpopularniejszych sportów, ale plagą było ustawianie walk. Gdy publiczność przyzwyczaiła się do tego, że wynik walki jest ustalony zanim się w ogóle zacznie, wielu zapaśników postanowiło to wykorzystać. Umawiali się ze sobą, by ich „pojedynki” były krótsze, mniej męczące, a przy tym bardziej atrakcyjne dla widowni. Tym samym stworzyli coś z pogranicza sportu i teatru, widowisko, w którym sama „walka” i jej otoczka są formą opowiadania historii.
To, że wrestlerzy nie walczą naprawdę, nie jest już dla nikogo tajemnicą, chociaż oni sami wolą się do tego nie przyznawać. Amerykańskie media pisały o tym już w latach trzydziestych, a wiele stanów nie uznaje wrestlingu za sport. W niczym to jednak nie zaszkodziło jego popularności. Teatralne „walki” zyskały wielu fanów w latach czterdziestych, gdy w USA zaczęła upowszechniać się telewizja. Dziś nadal są niezwykle popularne – w 2022 roku federacja WWE osiągnęła rekordowe 90 milionów fanów – a wielu wrestlerów może rywalizować popularnością z gwiazdami Hollywood czy znanymi muzykami. Nie dziwi więc, że wielu z nich wykorzystuje teraz tę popularność, by pomóc swojemu kandydatowi w wyborach.
Trump nie jest twardzielem
W zeszłym tygodniu Donald Trump wziął udział w podcaście legendarnego wrestlera Marka Callawaya, znanego lepiej pod pseudonimem Undertaker (ang. Grabarz). To, że Trump jest fanem wrestlingu, nie jest żadną tajemnicą. Wielokrotnie był gospodarzem takich show w swoich hotelach, a nawet sam pojawiał się na ringu jako poboczna postać. W 2013 roku federacja WWE doceniła jego miłość do tego „sportu” i wprowadziła go do swojej Galerii Sławy. Miłość Trumpa do wrestlingu było widać podczas jego wizyty u Undertakera. Zamiast odpowiadać na pytania czy promować swój program wyborczy, były prezydent zaczął go wypytywać o tajniki ringu. Efektem tej wizyty było jednak to, że został przez niego oficjalnie poparty w wyborach. Poparł go także inny słynny wrestler, Glenn „Kane” Jacobs, który brał udział w tym samym podcaście. Wybór jest wasz. Możecie iść z prezydentem Trumpem, Kane'm i Undertakerem, albo możecie wybrać Kamalę Harris, Dave'a Bautistę i Tima Walza. Wybierzcie mądrze - powiedział do kamery Undertaker. To powinien być łatwy wybór - dodał Trump.
Dave Bautista to inny słynny wrestler, który obecnie robi karierę jako aktor. Kilka dni przed wizytą Trumpa u Undertakera nagrał dla Jimmiego Kimmela agresywny monolog, w który zaatakował Trumpa. Wielu ludzi myśli, że Donald Trump to twardy facet. Tak nie jest. Popatrzcie na niego. Nosi więcej makijażu niż Dolly Parton. Płacze jak małe dziecko. Koleś boi się ptaków. Donald Trump poprosił tatusia, żeby zapłacił lekarzowi, by ten powiedział, że bolą go małe stópki - powiedział nawiązując do tego, że Trump uniknął poboru w trakcie wojny w Wietnamie z powodu ostróg kostnych. Wcześniej sfotografował się też w koszulce nawołującej do głosowania na Kamalę Harris. W odpowiedzi rzecznik sztabu kampanijnego Trumpa powiedział Fox News, że Trump jest w Galerii Sławy WWE, a Bautista nie, bo zabrakło mu do tego talentu.
Foley też uważa, że to zły wybór
Teraz do tej dyskusji politycznej dołączyła kolejna była gwiazda WWE, Mick Foley. W nagraniu na Instagramie stwierdził, że Undertaker miał rację, że Trump sprawił, że polityka znów stała się interesująca – ale przestała taka być kwadrans później. Dodał, że bardzo nie podoba mu się to, że Trump ciągle mówi o wewnętrznym wrogu i frustruje go fakt, że ciężko pracujący Amerykanie nie widzą tego, że Trump jest takim oczywistym oszustem. Skrytykował też prawicowych sędziów Sądu Najwyższego. Stwierdził, że Clarence Thomas jest dla niego hańbą, Samuel Alito jest paskudnym człowiekiem, a nominowany przez Trumpa Brett Kavanaugh wygłosił przed Senatem przemówienie, które nie powinno mu dać pracy nawet jako pomywacz, a co dopiero sędzia Sądu Najwyższego. Foley już wcześniej poparł kandydaturę Tima Walza na wiceprezydenta.
Warto przypomnieć, że Trumpa popiera jeden z najsłynniejszych wrestlerów na świecie, Terry „Hulk Hogan” Bollea. Hogan był gościem tegorocznej Konwencji Narodowej Republikanów, na której Trump dostał oficjalną nominację swojej partii. W jej trakcie rozerwał na scenie swoją koszulkę, pod którą miał drugą, z nazwiskiem Trumpa. Nagranie z tego momentu zostało obejrzane przez miliony Amerykanów.
Wrestlerzy dadzą mu Biały Dom?
Może się wydawać, że opieranie kampanii wyborczej na dawnych przyjaźniach z wrestlerami to kuriozalna strategia. Ale nie brak ekspertów, którzy uważają, że może zadziałać. W rozmowie z BBC ekspertka od wrestlingu Abraham Josephine Riesman zauważyła, że pod koniec kampanii wiele osób jest już znudzonych polityką. Przestają ją śledzić, a potem podejmują decyzję na podstawie ostatniej rzeczy, jaką zapamiętają. Zauważyła też, że podcasty wrestlerów są słuchane przez wiele osób, w tym takich, które nie mają sprecyzowanych poglądów politycznych – i niewykluczone, że tą ostatnią rzeczą, która skłoni ich do oddania głosu na Trumpa, jest opinia ulubionego wrestlera.
Donald Trump był celebrytą na długo przed tym, nim został politykiem. Doradca ds. komunikacji Alex Bruesewitz powiedział niedawno portalowi Semafor, że w tej kampanii, bardziej niż w poprzednich, Trump używa swojej osobowości i swojej sławy, a nie dawnych sukcesów w Białym Domu i propozycji politycznych na przyszłą kadencję. Wielu komentatorów zauważa, że image macho, jaki buduje wokół siebie Trump, nie różni się tak bardzo od image, jaki budują wokół siebie słynni wrestlerzy. Jest postacią, jest wykonawcą i to, co mówi, to jak atakuje przeciwników, to, jak się prezentuje – to absolutnie jest wrestling - skomentował zajmujący się wrestlingiem dziennikarz Bryan Alvarez.
Jak zauważyła BBC, historia Trumpa jest bardzo podobna do historii byłego CEO WWE Vincenta Kennediego McMahona. Obydwaj przejęli stery nad rodzinnymi firmami, i obydwaj zmienili je w prawdziwe imperia. Trump, nota bene, bardzo w tym pomógł McMahonowi, sponsorując jego federację w latach osiemdziesiątych i pozwalając jej na organizowanie pokazów w nieistniejącym już hotelu Trump Plaza w Atlantic City. W 2007 roku obaj wdali się nawet w teatralny konflikt. Jak zauważyła Riesman, to właśnie w jego trakcie Trump po raz pierwszy uczył się, jak przemawiać do podekscytowanych tłumów. Jego ukoronowaniem była „Bitwa Miliarderów”, w której zawodnik Trumpa starł się z zawodnikiem McMahona. Stawką było to, że miliarder, którego zawodnik przegra, będzie musiał zgolić włosy. Trump zachował wtedy czuprynę, a sam mecz pobił wszelkie rekordy popularności. Po latach, już jako prezydent, przyjął do swojej administracji żonę McMahona, której powierzył stanowisko administrator ds. małych firm.
źr. wPolsce24 za Fox News, BBC