Nowa świecka tradycja. Lewica świętuje śmierć nielubianego polityka
Jean-Marie Le Pen, który zmarł we wtorek 7 stycznia w wieku 96 lat, niemal przez całe życie był zażartym antykomunistą. Bodaj jako jeden z pierwszych francuskich polityków dostrzegł niebezpieczeństwa związane z masowym napływem imigrantów spoza Europy, a jego poglądy na kwestie cywilizacyjne i obyczajowe także były dalekie od poprawności politycznej. Nic więc dziwnego, że lewicowców doprowadzał do białej gorączki. Ta sztuka udała mu się to także po śmierci.
We wtorek wieczorem w kilku francuskich miastach, m.in. w Paryżu, Lyonie, Marsylii, Strasburgu, młodzi ludzie z ugrupowań lewicowych oraz - na co zwrócili uwagę użytkownicy mediów społecznościowych - islamistycznych postanowili zaprezentować wszystkim swój stan emocjonalny.
W Paryżu zgromadzili się na placu Republiki. Strzelały korki od szampana. „On nie żyje!” - skandowali uczestnicy radosnej zabawy. Niektórzy w rękach trzymali tabliczki z napisem: „Co za piękny dzień!”.
W Lyonie demonstranci zebrali się na placu des Terreaux o godzinie 20.00. W niebo strzeliły fajerwerki. Skandowano: „Młodzież pieprzy Front Narodowy!”. Następnie uszczęśliwiony tłum ruszył w stronę starego miasta. Po drodze na znak wielkiej radości uczestnicy zgromadzenia podpalali kosze na śmieci.
Zachowanie młodych demonstrantów zniesmaczyło wielu Francuzów, także tych bardzo odległych politycznie od zmarłego.
Minister spraw wewnętrznych Bruno Retailleau skomentował takie postępowanie na platformie X:
„Nic, absolutnie nic nie usprawiedliwia tańca na grobie człowieka. Śmierć nawet przeciwnika politycznego powinna budzić wyłącznie zadumę. Te sceny radości są po prostu haniebne” – napisał.
źr. wPolsce za BFMTV/X