Wielki powrót Igi Świątek. Po 0:6 ograła Madison Keys i przeszła do historii

Pierwszy set to był szok. Keys od początku grała agresywnie, a Świątek nie mogła znaleźć rytmu – serwis nie funkcjonował, mnożyły się błędy, a rywalka bezlitośnie to wykorzystywała. Polka była bezradna, a 0:6 po zaledwie 24 minutach wyglądało jak sportowa katastrofa.
Tak słabego otwarcia meczu kibice Igi nie widzieli od lat. A przecież gra toczyła się na ziemnej nawierzchni, która uchodzi za "królestwo" polskiej tenisistki.
Psychiczna siła mistrzyni
Ale mistrzynię poznaje się po tym, jak reaguje na kryzys – a Świątek zareagowała perfekcyjnie. Drugi set zaczął się od ostrożnej gry, ale z każdą wymianą Iga nabierała pewności siebie. W końcu to ona przejęła inicjatywę, ruszyła do przodu, zaczęła punktować i zupełnie zdominowała Keys. Wynik 6:3 mówi sam za siebie – Polka wróciła do meczu i znowu była sobą.
Piekielnie mocna końcówka
Trzeci set był popisem Świątek. Amerykanka walczyła, ale coraz bardziej odstawała fizycznie i mentalnie. Polka przełamała jako pierwsza, a potem jeszcze raz – i nie wypuściła przewagi do końca. Choć końcówka była nerwowa, Świątek zachowała chłodną głowę i zamknęła mecz za drugim meczbolem. Publiczność nagrodziła ją gromkimi brawami – nie tylko za wynik, ale za niesamowity charakter.
Ten mecz przejdzie do historii
To był tenis na najwyższym poziomie – emocjonalny rollercoaster, który tylko potwierdził, że Świątek potrafi nie tylko dominować, ale i wracać z naprawdę dalekiej podróży. W Madrycie powalczy o finał, a ten mecz już teraz można uznać za jeden z najważniejszych momentów turnieju. Jak powiedziałby klasyk: „Nie ważne, jak zaczynasz – ważne, jak kończysz”. A Świątek skończyła jak mistrzyni.
źr. wPolsce24