Minuta ciszy, której być nie powinno. Wisła Płock powtarza „bułgarski koszmar”

Na telebimie wyświetlono bowiem… zdjęcie zupełnie innego Tadeusza — Tadeusza Świątka. Człowieka, który żyje, ma się dobrze i co więcej — tego dnia siedział na trybunach.
W momencie, w którym piłkarze ustawiali się do minuty ciszy, Świątek zobaczył na ekranie własną twarz w roli uhonorowanego zmarłego. Zaskoczenie, konsternacja i szeptany po trybunach niedowierzający śmiech towarzyszyły całej sytuacji przez długie sekundy.
Klub zareagował natychmiast. Jeszcze w trakcie meczu Wisła opublikowała na platformie X oficjalne przeprosiny, zapewniając, że miała zostać uczczona pamięć Tadeusza Sznajdera, a nie — jak błędnie wyświetlono — Tadeusza Świątka. Przeprosiny złożył również prezes klubu Piotr Sadczuk, podkreślając, że osobiście podszedł do Świątka na stadionie i przeprosił go w cztery oczy. „Jest mi po prostu wstyd” — napisał.
„Zmartwychwstały” bułgarski piłkarz oglądał własną minutę ciszy
Choć wpadka Wisły Płock obiegła całą piłkarską Polskę, nie jest to pierwszy przypadek takiej kompromitacji na stadionie. W marcu 2025 r. niemal identyczną scenę przeżyli kibice bułgarskiej ekstraklasy.
Przed hitowym spotkaniem Ardy Kyrdżali z Lewskim Sofia organizatorzy zarządzili minutę ciszy ku pamięci rzekomo zmarłego byłego zawodnika Petko Ganczewa.
Problem polega na tym, że Ganczew żył, miał się świetnie i… także siedział w tym momencie na trybunach, kibicując swojej drużynie. Podobnie jak w Płocku, pomyłkę próbowano naprawiać jeszcze w trakcie meczu, a klub natychmiast rozesłał przeprosiny do mediów, życząc piłkarzowi „wielu lat zdrowia”.
Kiedy hołd przeradza się w problem
Minuta ciszy jest jedną z najbardziej podniosłych tradycji w futbolu. Tym bardziej bolą sytuacje, w których dochodzi do tak poważnych i jednocześnie absurdalnych pomyłek. W obu przypadkach — zarówno w Polsce, jak i w Bułgarii — czynnik ludzki okazał się zawodny, a wrażliwe momenty zamieniły się w boiskowe anegdoty, które kibice będą wspominać przez lata.
Wisła Płock zapowiedziała wewnętrzne postępowanie wyjaśniające, by ustalić, jak mogło dojść do tak rażącej pomyłki. Jedno jest pewne — dla Tadeusza Świątka był to prawdopodobnie najbardziej surrealistyczny mecz w życiu. A dla polskiej ligi — lekcja, że w erze wielkich telebimów i automatyzacji wciąż najważniejsza pozostaje zwykła ludzka uważność.
źr. wPolsce24 za X











