Kiwior i Zalewski powalczą o półfinał. Liga Mistrzów blisko finiszu

Powtórka z 2010? Kibice Interu nie mieliby nic przeciwko
Przed ekipą Simone Inzaghiego niezwykle trudne zadanie. Sama nazwa klubu ze stolicy Bawarii od razu budzi ogromne emocje - mówimy w końcu o aż sześciokrotnym zdobywcy Pucharu Mistrzów. Choć Bayern Monachium to marka, której można się obawiać, paradoksalnie budzi ona bardzo pozytywne skojarzenia wśród starszych kibiców Nerazzurich, którzy pamiętają finał na Santiago Bernabéu, kiedy po dwóch bramkach Diego Milito udało się pokonać Bawarczyków w finale LM. Był to zresztą sezon szczególny dla klubu z Mediolanu, który w tamtym sezonie sięgnął po triplettę (czyli trzy tytuły mistrzowskie za Ligę Mistrzów, Serie A i Puchar Włoch).
Obie ekipy są obecnie liderami swoich lig, jednak ich forma w ostatnich tygodniach jest daleka od oczekiwań kibiców. Były klub Roberta Lewandowskiego z jednej strony pięknie zaprezentował się w Lidze Mistrzów, gromiąc w dwumeczu Bayer Leverkusen. Jednak w samej Bundeslidze ma spore problemy z utrzymaniem czystego konta, co na szczęście nadrabia skuteczną grą w ataku, zwłaszcza w wykonaniu takich graczy jak Leroy Sané czy Harry Kane. Z kolei serca fanów Nerazzurich również mogą zadrżeć przed wtorkowym starciem, gdyż gra mistrza Italii w ostatnich kilku spotkaniach nie wygląda obiecująco. Dość powiedzieć, że ostatni mecz ligowy przeciwko Parmie zremisowali na własne życzenie, pomimo prowadzenia 2:0 (ostatecznie wynik to 2:2). Podobnie mógł się zakończyć poprzedni pojedynek z Udinese - tam również Inter wyszedł przed przerwą na dwubramkowe prowadzenie, by w drugiej połowie... zdecydowanie się cofnąć, próbując oszczędzać siły. To mogło się skończyć tragicznie.
Kluczem do wygrania tego dwumeczu będzie umiejętność odpowiedniego zarządzania dostępnymi zasobami. W ostatnim czasie zarówno Inter, jak i Bayern zmagają się z plagą kontuzji. Co prawda do składu mistrza Włoch wróciła większość graczy, którzy zmagali się z różnymi dolegliwościami w ostatnich tygodniach, jednak wciąż mówimy o zawodnikach świeżo po rehabilitacji. Trochę gorzej wygląda to u Niemców, którzy muszą sobie radzić bez kilku kluczowych graczy, m.in. Alphonso Daviesa, Kingsleya Comana, Manuela Neuera czy Dayota Upamecano.
Pojedynek Dawida z Goliatem - Arsenal ma szansę przejść Realu?
Gdyby do tego starcia doszło w poprzednich sezonach, jednoznacznie jako faworyta można byłoby wskazać ekipę ze stolicy Hiszpanii. Real to marka sama w sobie, która do tej pory zdobyła aż 15 trofeów najlepszej drużyny Starego Kontynentu. I choć tej historycznej wielkości Los Blancos nie można odmówić, to jednak w tym sezonie piłkarze Carlo Ancelottiego wyraźnie nie spełniają pokładanych w nich nadziei.
Choć na papierze Real dysponuje najsilniejszym składem, zwłaszcza w formacji ofensywnej, to do tej pory rzadko udawało mu się w pełni wykorzystać swój potencjał w ataku. Dość powiedzieć, że obrońcy tytułu w samej La Lidze zanotowali mnóstwo wpadek z niżej notowanymi rywalami, wliczając w to porażkę 1:2 z broniącą się przed spadkiem Valencią przed własną publicznością. Stąd też nadzieją Królewskich wydaje się być ich ukochana Liga Mistrzów, w której los może ponownie się do nich uśmiechnąć.
Nie będzie jednak łatwo - Arsenal to obecnie wicelider angielskiej Premier League, naszpikowany młodymi, zdolnymi graczami, którzy swoją dynamiką mogą zniwelować największy atut Realu pod wodzą Ancelottiego, jakim jest motoryka zespołu. Nie bez powodu o Realu mówi się jako o ekipie, z którą trzeba grać do końcowego gwizdka, bo arcyważnego gola mogą zdobyć nawet w ostatniej sekundzie spotkania. Wydaje się jednak, że Arsenal jest dobrze zmotywowany przed tym spotkaniem, godząc się pośrednio z przegraniem walki o tytuł mistrza Anglii. Dla kibiców Kanonierów jest to z pewnością spotkanie ostatniej szansy na zakończenie sezonu z pucharem. I to jeszcze takim, którego nigdy nie mieli okazji wznieść w górę.
Źr.wPolsce24