Polska piosenkarka na łożu śmierci przyznała się do morderstwa. "Mam nadzieję, że Bóg mi przebaczy"

Katarzyna, a właściwie Kazimiera (bo imię zmieniła) Sobczyk w latach 60. uchodziła za jedną z największych gwiazd estrady, a jej występy przyciągały na koncerty i przed telewizory tłumy Polaków. Wydawałoby się, że miała wszystko, czego może pragnąć młodziutka dziewczyna - urodę, talent, sławę i pieniądze.
Jednak, jak przypomina "Super Express". wbrew pozorom jej życie nie było usłane różami, a do końca swoich dni zmagała się z wewnętrzną tragedią. Jako 18-letnia uczennica koszalińskiego liceum zakochała się w saksofoniście ze swojego zespołu. Związek zaowocował ciążą, która, jak jej się wówczas wydawało, dla stojącej u progu dorosłości i kariery dziewczyny oznacza kres marzeń.
Sobczyk zdecydowała się na dokonanie aborcji, czego miała później bardzo żałować.
"Zabiłam. Miałam wtedy 18 lat. Byłam w ciąży z saksofonistą. Bardzo go kochałam i on mnie wtedy też kochał. (...) Zaprowadził mnie do lekarza i usunęliśmy tę ciążę. Byłam w takiej rozpaczy, płakałam dzień i noc, gorączkowałam, umierałam prawie. Ale Bóg pozwolił mi przeżyć" - wyznała po latach w rozmowie z dziennikarzem Januszem Kopciem, zastrzegając, że ta rozmowa może zostać opublikowana dopiero po jej śmierci.
Ta dosięgnęła ją w hospicjum, gdzie zmarła na raka piersi.
- Chciałabym już być w raju i mieć odpuszczone wszystkie grzechy. Czuję jednak, że zanim uzyskam wybaczenie, minie dużo czasu - mówiła przed śmiercią w rozmowie z Kopciem.
"Super Express" przypomniał, że Sobczyk w swoim życiu dopuściła się jeszcze jednej rzeczy, której później miała żałować. Będąc u szczytu kariery, postanowiła oddać do adopcji swojego kilkumiesięcznego syna.
źr. wPolsce24 za se.pl