Prezydent Gdyni na uroczystościach upamiętniających nazistowskich zbrodniarzy. IPN: "To pomylenie pojęć i relatywizowanie odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej"

Skandaliczna uroczystość w Gdyni
- Mija 80 lat od zatopienia statków pasażerskich „Wilhelm Gustloff”, „Steuben” i „Goya” przez okręty podwodne sowieckiej floty. Z tej okazji w sobotę, 12 kwietnia Związek Ludności Niemieckiej w Gdyni zorganizował uroczystości upamiętniające ofiary tych morskich katastrof - czytamy na stronie internetowej miasta.
Z tekstu - wciąż dostępnego w sieci - można się dowiedzieć, że uroczystości zorganizował Związek Ludności Niemieckiej w Gdyni. Uczestniczyli w nich m.in. "samorządowcy, przedstawiciele Konsulatu Generalnego Niemiec w Gdańsku, mniejszości niemieckiej z Trójmiasta czy organizacji z Polski i Niemiec".
Wzięła w nich udział także prezydent Gdyni, Aleksandra Kosiorek.
Zapytaliśmy Tomasza Złotosia, rzecznika miasta Gdyni, co sądzi o takim zachowaniu pani prezydent.
Ten - wyraźnie zmieszany - nie chciał się tłumaczyć za swoją przełożoną. Wyjaśnił jedynie, że nie miał wiedzy o obecności prezydent w uroczystościach, dowiedział się o nich kilka dni później.
- Prezydent nie musi mi się tłumaczyć ze swoich aktywności i nie tłumaczy się z tego, w jakich uroczystościach bierze udział - mówił Złotoś.
Pomimo kilku prób, nie chciał odpowiedzieć na pytanie o to, czy sam wziąłby w nich udział.
Poprosił jedynie o przesłanie naszych pytań mailem, co oczywiście zrobiliśmy. Jeśli prezydent i podlegli jej urzędnicy odpowiedzą, to bez wątpienia będziemy dalej informować o tej sprawie.
Co wiemy o gdyńskich uroczystościach?
- W kościele Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św. Piotra Rybaka (ul. Portowa 2) odbyła się msza św. w intencji ofiar II wojny światowej, którą poprzedził występ Gdyńskiego Chóru Kameralnego. Po mszy nastąpiło złożenie kwiatów pod tablicą pamiątkową na terenie kościoła. Potem uczestnicy przenieśli się na nabrzeże przy molo Południowym, gdzie zorganizowano dalszą część uroczystości. Nie zabrakło wspólnej modlitwy, upamiętnienia muzycznego oraz okolicznościowych przemówień - czytamy na stronie miasta.
Jedno z przemówień wygłosiła także prezydent Gdyni:
- Mamy w pamięci to, że w styczniu, lutym i kwietniu 1945 roku zatopiono trzy ogromne statki. Katastrofy pochłonęły ponad 20 tys. ofiar – kobiet, dzieci, załogantów i uciekinierów przed nadchodzącym frontem. I chcę powiedzieć, że dzisiaj, z okazji 80. rocznicy, nie sposób nie wspomnieć również o tym, że obecna sytuacja polityczna każe obawiać się, czy i nas nie spotka taki los. Wszyscy powinniśmy myśleć o tym, jak takim tragediom zapobiec. Składam hołd ofiarom, ale również patrzę z nadzieją w przyszłość, że wojenna zawierucha nie dotknie naszego pokolenia – powiedziała Kosiorek.
- Na koniec uczestnicy wrzucili wieńce i wiązanki kwiatów do wody - w hołdzie ofiarom - czytamy na stronach internetowych miasta.
IPN mówi wprost: to pisanie historii na nowo
Kłamliwy mit o Niemcach, którzy byli pierwszą ofiarą nazizmu, powtarzali kolejno wszyscy kanclerze Niemiec, łącznie z Angelą Merkel i Olafem Scholzem.
Od dawna nasi zachodni sąsiedzi - poprzez różnego rodzaju instytucje, które działają także na terenie Polski - próbują siebie samych przedstawiać w roli ofiar “wojennej zawieruchy”.
Jak widać, uczestniczą w tym, niestety, także polscy samorządowcy, którzy swoim zachowaniem wpisują się w próbę pisania historii II wojny światowej na nowo.
Czy prezydent Gdyni zadbała o to, żeby współuczestniczyć w niemieckiej propagandzie?
Historycy z Instytutu Pamięci Narodowej mówią wprost: to jest pisanie historii na nowo.
- Jestem w olbrzymim szoku, bo to jest po pierwsze wyraz totalnego braku wiedzy historycznej i wyczucia historycznego, zupełnego pomylenia pojęć tak naprawdę - mówi, wyraźnie wzburzony, dr Rafał Leśkiewicz, dyrektor Biura Rzecznika Prasowego IPN.
- Zatopienie SS Wilhelm Gustloff było zatopieniem okrętu wojennego, bo on służył do transportu niemieckiego wojska. Oczywiście, że na jego pokładzie znajdowali się uciekinierzy z terenu Prus Wschodnich, ale znajdowali się też ranni żołnierze niemieccy. Ci, którzy brali udział w działaniach przeciwko mieszkańcom Polski, ziem polskich okupowanych przez Niemców - tłumaczył dr Leśkiewicz.
- Oddawanie hołdu ofiarom, nawet jeżeli wśród nich były osoby cywilne, uważam za całkowite pomylenie pojęć - dodawał historyk.
Rzecznik IPN-u odniósł się też do prób rysowania paraleli do współczesnej sytuacji politycznej, której podjęła się prezydent Kosiorek:
- Używanie porównań do współczesnej sytuacji geopolitycznej, jak rozumiem odniesienia się m.in. do wojny na Ukrainie, nie może mieć tutaj miejsca. Przecież my mówimy tutaj o ofiarach, co prawda cywilnych, ale jednak reprezentujących III Rzeszę, a więc okupanta. I mówimy tutaj o działaniach wojennych, które wywołali Niemcy. Ci, którzy na tym statku i na tych statkach uciekali ewakuowali się w związku z nadchodzącym frontem sowieckim, oni na pewno by się tam z tych ziem nie wycofali, gdyby nie nie nie ofensywa sowiecka - tłumaczył naukowiec z IPN-u.
Jednocześnie dr Leśkiewicz wspomniał, iż uczestnicząc w uroczystościach upamiętniających ofiary okupantów, rodzimi samorządowcy zapominają o upamiętnianiu ofiar polskich.
- Wolałbym, żeby pani prezydent Gdyni pamiętała o upamiętnianiu ofiar września 1939 roku. Wolałbym, by wspólnie z panią prezydent Gdańska, upamiętniły na przykład, bohaterskich pocztowców z Gdańska, zamordowanych przez Niemców w 1939 roku. By samorządowcy z Pomorza zadbali o to, aby godnie upamiętniono ofiary zbrodni pomorskiej, a więc tych blisko 40 tysięcy ofiar Polaków, których zamordowano jesienią 1939 roku i na wiosnę 1940 roku przez niemieckie jednostki, które mordowały Polaków na Pomorzu - mówił Leśkiewicz.
Przypomnijmy w tym miejscu, zbrodnia pomorska została dokonana także rękoma właśnie tych osób, które próbowały ewakuować się na wspomnianych wyżej okrętach wojennych. Zarówno tę zbrodnię, jak i późniejszą ewakuację, planowały te same osoby. Dokonały jej oddziały Volksdeutscher Selbstschutz, przy aktywnym wsparciu Wehrmachtu, SS i wszystkich struktur policyjnych w tym również Einsatzgruppen der Sicherheitspolizei und des Sicherheitsdienst, w skład których wchodziły oddziały operacyjne, Einsatzkommando (EK).
Główną rolę kierowniczą w eksterminacji ludności pomorskiej odegrał namiestnik Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie Albert Forster i jego administracja terenowa, której celem było całkowite zniemczenie Pomorza w ciągu 5 lat.
Jak zatem IPN ocenia pomysł organizacji takiej uroczystości w Gdyni i udział w niej polskich samorządowców?
- Taka formuła upamiętniania ofiar II wojny światowej, równania ofiar, w żaden sposób nie służy pamięci historycznej. Jest sprzeczna z polską racją stanu. Takie relatywizowanie historii wprowadza w błąd opinię publiczną, jest też sprzeczne z faktami historycznymi. Zamiast upominać się o polskie ofiary i mówić o ofiarach pomordowanych przez Niemców w czasie II wojny światowej, kolejny raz relatywizuje się zbrodnie niemieckie. Pytanie jest takie, czyje interesy reprezentuje pani prezydent Gdyni? - pyta retorycznie dr Leśkiewicz.
Przypomnijmy fakty, które przekłamuje niemiecka propaganda
Już na początku 1945 roku sztab niemieckiej armii opracował plan operacji Hannibal (niem. Unternehmen Hannibal).
Była to wojskowa operacja, której celem była ewakuacja drogą morską żołnierzy i rodzin niemieckiego aparatu władzy, głównie z terenów Kurlandii i Prus Wschodnich. Bezpośrednim powodem były oczywiście postępy radzieckiej ofensywy w ramach operacji wschodniopruskiej i pomorskiej oraz operacji pomocniczych.
Niemieccy zbrodniarze i ich rodziny uciekali przed przesuwającym się frontem wschodnim.
O powodzenie operacji zadbał sam grossadmiral Karl Dönitz, któremu podlegali adm. Oskar Kummetz oraz kontradmirał Konradi Engelhard. To oni byli odpowiedzialni bezpośrednio za zaplanowanie oraz przeprowadzenie Rettungsaktion (operacji ewakuacyjnej). Plan ewakuacji Okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie opracowany został z kolei w sztabie wspomnianego wcześniej Alberta Forstera. Ten element planu otrzymał kryptonim „Eva-Fall” i zatwierdzony został już 4 września 1944 roku.
Operacja ruszyła, gdy Dönitz osobiście wysłał wiadomość do Gdyni w okupowanej Polsce, w której rozkazał ewakuację do portów znajdujących się poza strefą radzieckich operacji. Operacji nadano nazwę kodową „Hannibal”.
W powojennych wspomnieniach Dönitz stwierdzał, że jego celem było ewakuowanie jak największej liczby osób przed Sowietami.
Jako smutną i tragiczną ciekawostkę dodajmy, że to właśnie Dönitz został wyznaczony w testamencie Hitlera na ministra wojny, zwierzchnika sił zbrojnych oraz prezydenta III Rzeszy, zarazem jej ostatni przywódca. Zotał skazany w procesach norymberskich jedynie na dziesięć lat więzienia i nigdy nie został pozbawiony praw obywatelskich. Pozbawienie go wolności formalnie niewiele zmieniło, bo nawet przebywając w więzieniu był kandydatem na prezydenta RFN w 1954 roku (otrzymał jeden głos, a głowę państwa wybierało Zgromadzenie Federalne).
Wróćmy do operacji Hannibal, w którym sztab niemieckiej armii opracowywał dokładne listy tych, którzy trafią na statki. Znaleźli się tam przede wszystkim ci, którzy byli jeszcze III Rzeszy potrzebni. W niemieckiej uroczystości zorganizowanej w Gdyni wspomniano trzy okręty, które kłamliwie nazwano "statkami".
Jak w rzeczywistości wyglądała ich ucieczka z Polski?
Kto uciekał na okrętach "Goya", Steuben" i "Gustloff"?
MS Goya zatopiono 16 kwietnia 1945 w pobliżu Rozewia. Stało się to po kilku godzinach od wyjścia z portu, gdy okręt został zaatakowany i uszkodzony przez bombowce, a dzieła zniszczenia dopełnił radziecki okręt podwodny L-3.
MS Goya nie miał, wbrew często powtarzanym w niemieckiej propagandzie kłamstwom, statusu statku szpitalnego. Był wojskowym transportowcem i pełnił tę rolę przez całą wojnę.
Kiedy trafiła go rosyjska torpeda, przewoził nie tylko wytypowanych przez sztab niemieckiej armii uprzywilejowanych cywilów i rannych, lecz także wojskowych, w tym 200 żołnierzy 35. Pułku Pancernego, których planowano wykorzystać w czasie obrony Berlina.
Dokładny opis tego, jak wyglądała akcja zatopienia tego okrętu znaleźć można m. in. w książce Yitzhak Arad: In the Shadow of the Red Banner: Soviet Jews in the War Against Nazi Gemany (s. 102).
Wojskowym transportowcem był również SS Steuben, który w swój ostatni rejs wyruszył z Piławy (dziś Bałtijsk) do Swinemünde (Świnoujście) 9 lutego 1945.
Na jego pokładzie znajdowali się m.in. czynni oficerowie SS wraz z rodzinami oraz kadeci marynarki wojennej. Okręt był eskortowany przez torpedowiec T196 i okręt pomocniczy TF-10 (poławiacz torped).
Najbardziej znanym okrętem w całej tej trójce był MS Wilhelm Gustloff, który powstał w hamburskiej stoczni firmy Blohm und Voss w roku 1937. Jego wodowanie odbyło się przy udziale Adolfa Hitlera.
Gustloff w ostatni rejs wypłynął 30 stycznia 1945, osłaniany przez torpedowca „Löwe”.
Choć powojenna niemiecka propaganda próbuje przedstawić go niemal jak szpitalny statek pasażerski, to fakty są takie, iż był to okręt, który na pokładzie miał zamontowaną broń przeciwlotniczą, był też wyposażony w wyrzutnie bomb głębinowych.
W czasie ostatniego rejsu na jego pokładzie znalazło się:
- 173 członków załogi, 918 oficerów i marynarzy z II dywizji szkolnej okrętów podwodnych (2. U-Boot Lehr Division), którzy mieli obsadzić bądź uzupełnić załogi U-Bootów, 373 kobiety z pomocniczego korpusu Kriegsmarine, które były wojskowymi telefonistkami, telegrafistkami, maszynistkami, kreślarkami czy pielęgniarkami, 162 rannych żołnierzy Wehrmachtu oraz 4424 uciekinierów, wśród których byli funkcjonariusze organizacji Todta, junkrzy, policjanci, gestapowcy, działacze NSDAP i rodziny urzędników hitlerowskich, uciekających z zajmowanych przez wojska radzieckie terenów.
Pełen opis tego, jak wyglądał ostatni rejs Gustloffa odnaleźć można w książce historyka i komandora porucznika Marynarki Wojennej, Edmunda Kosiarza: Druga Wojna Światowa na Bałtyku.
Pożyteczni idioci
Niektóre polskie media szukają sympatyków neonazistowskich ideologii po lasach, współuczestnicząc w idiotycznych ustawkach z paleniem świeczek na torcie. Tam opisywano idiotów, którzy 80 lat po wojnie organizują urodziny zbrodniarza.
Tu mamy samorządowego urzędnika, prezydenta dużego polskiego miasta, która - w świetle kamer - bierze udział w oficjalnych uroczystościach, na których czci się pamięć nazistowskich zbrodniarzy. Jednocześnie - zgodnie z niemiecką wizją historii - relatywizuje się fakty i nadaje im nowe znaczenia.
To wszystko zaś dzieje się w miejscu, które wyrosło z polskich marzeń o oknie na świat. To tu upamiętnia się dziś nie tych, którzy zginęli w obronie polskości tego miejsca, ale tych, którzy zmienili nazwę miasta na Gotenhafen.
Naprawdę tak nisko już upadliśmy jako państwo?
źr. wPolsce24