Dlaczego warto iść na wybory i jakiego wyboru dokonać? Lewicowy aktywista radzi

- No dobrze, więc ja w niedzielę idę na wybory i zagłosuję na Rafała Trzaskowskiego. Bez wdawania się w szczegóły - myślę, że będzie to lepsze dla Polski - napisał na portalu X pan Mencwel.
Zaapelował też: - Idźcie na wybory!
W całej rozciągłości zgadzam się tym apelem.
Należy 1 czerwca głosować, bo to bez wątpienia najważniejsze wybory po 1989 roku, w jakich braliśmy udział.
Co więcej, wybór szanownego pana Mencwela i jego - wyrażona wprost - deklaracja - pokazuje też, dlaczego sprawa jest najwyższej wagi.
Otóż ten lewicowy działacz społeczny ma do wyboru dwie opcje:
a) Pozbawionego realnych poglądów przedstawiciela nowoczesnych elit liberalnych, którego rodzina wywodzi się z postkomunistycznego establishmentu. Jednocześnie on sam był przez całe swoje życie potężnym beneficjentem tego systemu, który od dziecka miał wszystko podane na tacy: szkoły, stypendia, znajomości, każda kolejna praca była gwarantowana układem, w którym przyszło mu dorastać. Oczywiście, to nie jego wina. Dorastał jednak bez realnej wiedzy o tym, jak wyglądają problemy zwykłego człowieka.
Stał się, przez całe swoje młodzieńcze i dorosłe życie, idealnym wytworem swojego środowiska. Całe życie reprezentował tylko tych, którzy go "budowali" i wspierali, czyli wspomniane tu koterie i układy towarzyskie, a nie idee.
Nie był człowiekiem z ludu, nie był też reprezentantem narodu. Był - jako się rzekło - przedstawicielem koterii, tj. postkomunistycznych elit, które windowały go przez całą jego karierę. Często poprzez realne, stałe i fundamentalne - nie abstrakcyjne - kontakty ze światem przestępczym, które korzystając ze słabości państwa, uwłaszczyły się kosztem zwykłego człowieka.
Dziś jest czołowym reprezentantem partii, którą obciążają wszystkie obrzydliwe grzechy polskiej transformacji i neoliberalnego późnego kapitalizmu. To jego środowisko wielokrotnie dowiodło, że gardzi prostym człowiekiem od momentu poczęcia aż po jego śmierć. Od zastrzyku z chlorkiem potasu wbitego w serce nienarodzonego, po katorżniczą pracę aż do ostatniego tchu. W neoliberalnej rzeczywistości system benefitów elit wymaga ofiary z życia prostego człowieka, więc na każdym etapie życia poziom pogardy jest constans.
Jest ona jedyną rzeczą, którą mają do zaoferowania neoliberalne elity prostemu człowiekowi.
b) Self-made mana, który wywodzi się z robotniczej rodziny i dorasta w otoczeniu pozbawionym - przez system III RP - realnej szansy na udział w krojeniu tortu podstawionego pod nos wybrańcom polskiej transformacji.
Gdańskie blokowisko to nie świat warszawskich kamienic, w których bawi się bohema. Przedstawiciel tego środowiska pracuje na śmieciówkach, dostaje najniższą możliwą pensję i jak miliony rodaków z trudem wiąże koniec z końcem. Często liczy tę kasę tak, żeby starczyło “góra do pierwszego”.
Na domiar złego, wcześnie umiera mu ojciec, więc opiekuje się matką, siostrą i przybranym synem. Poza tym wszystkim, kończy trudne studia historyczne. Robi doktorat. Wreszcie, zostaje szefem arcyważnej placówki historycznej na Pomorzu, gdzie pomaga przywracać godność państwu polskiemu, doprowadzając m. in. do tego, że po 70 latach z ziemi wydobywane są szczątki obrońców Polski. Można ich w końcu po chrześcijańsku pochować. Oddać im hołd za ofiarę najwyższą z możliwych.
Jest też w końcu szefem instytucji dbającej o pamięć całej polskiej wspólnoty. Wspiera go Solidarność, nośnik pamięci buntu polskiego robotnika przeciwko złej władzy. Wspiera go też tu ugrupowanie, które pierwszy raz po 1989 roku podjęło trud - całym szeregiem prospołecznych reform - zrównoważenia części szans tym, którzy nie byli beneficjentami polskiej transformacji ustrojowej.
To jest wybór, który de facto stoi przed wspomnianym wyżej działaczem współczesnej lewicy. Wiemy, kogo wybrał. Wiemy też, dlaczego.
Stoimy przed tym samym wyborem. Wpis szanownego pana Mencwela jest ważny, bo w pełni pokazuje hipokryzję tych, którzy chcą się dziś nazywać “lewicą” i “prospołecznymi aktywistami”.
Kiedy przychodzi im stanąć w prawdzie, to dokonują wyboru takiego, jakiego ich środowisko dokonywało wielokrotnie na przestrzeni wieków.
Wyboru determinowanego przez lęk przed człowiekiem spoza elity, systemu i układu towarzyskiego. Nie liczą się wówczas żadne idee, żadne ideały, żadne ogólne pojęcia, którymi wcześniej rzucali na lewo i prawo.
To dlatego zły wybór dokonany 1 czerwca byłby wyborem tragicznym dla Rzeczypospolitej.
Zły wybór realnie domknie system w niespotykany wcześniej sposób, oddając stanowisko premiera i prezydenta w ręce tego samego środowiska. Mają już główne media, mają sądy, prokuraturę, resorty siłowe. Mają "aktywistów" i pełne wsparcie zagranicznych europejskich elit, które z Polski uczyniły - co najwyżej - gospodarczego pariasa. Jedyne, czego nie mają, to zrozumienia duszy polskiej.
Dlatego dokonując wyboru 1 czerwca, pamiętajcie, że Mencwel ma rację, kiedy mówi, że trzeba głosować.
Pamiętajcie jednak i to, że płynie się zawsze do źródeł, pod prąd - z prądem płyną śmiecie.
Obyśmy tym razem nie musieli kończyć tej myśli smutną konstatacją: “I czy się dopłynie, czy nie dopłynie, kształci to, wyrabia mięśnie”.
Obyśmy nie powtarzali, za innym z Wielkich, że “mieliśmy ojczyznę, ale jest zabrana”.
Obyśmy mieli Polskę.
źr. wPolsce24