Znakomity analityk i prezes dużego think-tanku przerażony „traktatem” Polski z Francją: „Ten dokument nie powinien zostać ratyfikowany”

Przełom czy mydlenie oczu?
- Premier Donald Tusk i Prezydent Francji Emmanuel Macron podpisali w Nancy przełomowy traktat, który przewiduje między innymi wzajemne gwarancje bezpieczeństwa dla Polski i Francji. Dokument zawiera klauzulę wsparcia militarnego na wypadek ataku na którekolwiek z państw. Dotąd Francja zawarła takie zobowiązanie jedynie z Niemcami. Traktat o wzmocnionej współpracy i przyjaźni obejmuje również współdziałanie w zakresie przemysłu obronnego, gospodarki, rolnictwa i nauki. Premier Donald Tusk zapowiedział, że niebawem podpisany zostanie podobny dokument z Wielką Brytanią - tej treści laurkę odnaleźć można na stronie Kancelarii Premiera Rady Ministrów.
W kolejnych akapitach autorzy przedstawiają ogólne założenia dokumentu i konstatują, iż "traktat podpisany w Nancy staje się fundamentem nowej jakości relacji między Warszawą a Paryżem".
- Zapisy, jakie wynegocjowała Polska, mają przełomowe znaczenie dla naszego bezpieczeństwa. Obie strony zobowiązały się do wzajemnego wsparcia w przypadku zagrożenia, w tym do pomocy zbrojnej - czytamy na stronie KPRM.
"Traktat" chwali też, co oczywiste, premier Donald Tusk:
- Wykorzystujemy nasze doświadczenie i zaufanie, aby utrwalić naszą przyjaźń, współpracę i bezpieczeństwo. […] Za tym muszą iść także twarde konkrety - mówił szef rządu.
Do czego zobowiązała się Polska?
Więcej o tych "twardych konkretach" mówią analitycy, którzy po przeczytaniu dokumentu nie mają wątpliwości:
- Ten dokument nie powinien zostać ratyfikowany - komentował na portalu X Marek Wróbel, współzałożyciel i prezes zarządu Fundacji Republikańskiej.
Skąd ta radykalna opinia?
- Przeczytałem traktat polsko-francuski. W wielu zapisach strony zobowiązują się nie tyle do polepszania dwustronnych relacji, ile pogłębiania integracji europejskiej. Wielokrotnie mówi o europejskiej współpracy, niezależności czy konkurencyjności w dziedzinie bezpieczeństwa, nauki czy gospodarki, jakby istniał jakiś jeden interes, jedno bezpieczeństwo, jedna nauka czy jedna gospodarka europejska - komentuje Wróbel.
Prezes FR mówi wprost, tekst traktatu jest de facto przejawem "europejskiego myślenia obecnej klasy rządzącej" niż dokumentem o "relacjach polsko-francuskich".
Jednocześnie, jak przypominają komentujący wpis Wróbla, zgodnie z polskim ustrojem i konstytucją, traktaty podpisuje prezydent Rzeczypospolitej Polskiej (art. 133 ust. 1), a nie premier.
- Prezydent działa w imieniu państwa w sprawach stosunków zagranicznych, w tym zawierania umów międzynarodowych. W praktyce podpisanie traktatu może być poprzedzone negocjacjami prowadzonymi przez rząd, a następnie wymaga zgody parlamentu (Sejmu i Senatu) w formie ustawy, jeśli dotyczy istotnych kwestii (art. 89 Konstytucji). Po podpisaniu przez prezydenta traktat musi być ratyfikowany, co również należy do jego kompetencji - czytamy.
Na jeszcze inny ciekawy aspekt dokumentu zwrócił uwagę publicysta Łukasz Warzecha:
- A wiedzieli Państwo, że i takie rzeczy są w traktacie polsko-francuskim? Ciekaw jestem, jak to się ma do oficjalnie wyrażanego przez również obecnie rządzących sceptycyzmu wobec polityki klimatycznej UE - komentował na portalu X.
Dziennikarz wskazywał, że w „traktacie sojuszniczym” z Francją zobowiązaliśmy się do realizacji „celów klimatycznych” i osiągnięcia „neutralności klimatycznej”, choć oficjalnie w toczącej się aktualnie kampanii wyborczej politycy Platformy Obywatelskiej unikają podobnych deklaracji.
Czyżby i tym razem chcieli coś ukryć przed wyborcami?
źr. wPolsce24 za X