Rząd Tuska przyjął projekt ustawy o cenzurze internetu! Zaufani donosiciele mają wskazywać treść do zablokowania

"Projekt ustawy o zmianie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz niektórych innych ustaw" jaki zawisł na stronie rządowej gov.pl budzi grozę każdego zwolennika wolności słowa.
"Prokuratorzy, Policja, organy Krajowej Administracji Skarbowej, Straż Graniczna, a także tzw. zaufane podmioty sygnalizujące (instytucje lub organy certyfikowane przez Prezesa UKE) zyskają możliwość wnioskowania o szybkie blokowanie treści naruszających prawo.
Chodzi między innymi o treści dezinformacyjne, pedofilskie, kradzież tożsamości, oszustwa, naruszające prawa autorskie.
Usługobiorca, którego treść zablokowano, będzie mógł wystąpić z wnioskiem o usunięcie ograniczeń, a w razie odmowy – złożyć sprzeciw do sądu"
Nie wiadomo co kryje się po nazwą "zaufane podmioty sygnalizujące", ale można domniemywać, że będą to wszelkie lewicowe i skrajnie lewicowe instytucje na wzór takich organizacji "Nigdy więcej" czy "Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych", który hula sobie w Polsce dalej, mimo, że jego założyciel i prezes Rafał Gaweł jest ukrywającym się w Norwegii skazanym przestępcą.
Jeśli taki „donosiciel” uzna, że dana treść narusza prawo – platforma internetowa musi ją zablokować. Autorowi treści pozostaje jedynie droga sądowa. Każdy, kto zna polskie realia, wie, że na rozstrzygnięcie będzie czekał latami. Do tego czasu jego materiał pozostanie zablokowany.
Rząd sprzedaje to jako „nowoczesny system ochrony obywateli przed fake newsami i oszustwami”. W rzeczywistości otwiera furtkę do eliminowania niewygodnych opinii.
Tak ma działać mechanizm cenzury:
Nowe kompetencje dostaną urzędy i służby: UKE, KRRiT, UOKiK, Policja, prokuratura, KAS i Straż Graniczna.
„Zaufane podmioty sygnalizujące” – certyfikowane instytucje – będą mogły jednym wnioskiem zablokować dowolny materiał.
Natychmiastowy rygor wykonalności – w pilnych sprawach decyzja będzie obowiązywać od razu, jeszcze przed jakąkolwiek kontrolą sądu.
Użytkownikowi zostaje sąd – a więc wieloletnia batalia prawna o odblokowanie treści.
To nie jest „europejska regulacja”, tylko gotowy model cenzury. Tak właśnie działa system w Rosji czy Turcji – zaczyna się od walki z „nielegalnymi treściami”, a kończy na blokowaniu głosów krytycznych wobec władzy.
Nadzieja w prezydenckim wecie
Jeśli ustawa wejdzie w życie, Polska może stać się krajem, w którym niewygodne treści znikają z sieci w kilka godzin – bez sądu, bez procedury, tylko na podstawie donosów „zaufanych” instytucji. Dlatego cała nadzieja w prezydencie Karolu Nawrockim, że zawetuje te chore przepisy i nie pozwoli na wprowadzenie cenzury rodem z państw autorytarnych.
źr. wPolsce24 za gov.pl