Jak naprawdę wygląda sprawa ekshumacji na Wołyniu? Poseł Konfederacji: same odmowy i jedna niepełna zgoda. „Dlaczego polski rząd na to pozwala?”

Poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek spotkał się ostatnio z przedstawicielami IPN-u oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, aby sprawdzić, jak wygląda sprawa wniosków złożonych przez Polskę dotyczących uzyskania zezwoleń na poszukiwania i ekshumacje polskich ofiar ludobójstwa na Wołyniu i Podolu z lat 1943-1944.
Rząd Tuska się chwalił
W wyniku interwencji poselskiej polityk dowiódł, że Kijów systematycznie odrzuca polskie wnioski. I to wbrew retoryce obecnego polskiego rządu, który jeszcze niedawno chwalił się sukcesami.
Informując we wrześniu o pogrzebie ofiar zbrodni dokonanej w lutym 1945 roku przez oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii we wsi Puźniki, na stronach MKiDN pisano: „Prace ekshumacyjne w Puźnikach były przełomem, możliwym dzięki zaangażowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP, ministry Hanny Wróblewskiej oraz Ministerstwa Kultury i Komunikacji Strategicznej Ukrainy, ministra Mykoły Toczyckiego. Wielomiesięczne rozmowy i prace zaangażowanych stron pozwoliły na wypracowanie dobrego standardu współpracy i podjęcie prac, które zostały wstrzymane w 2017 roku”.
26 polskich wniosków i jedna ukraińska zgoda
Tymczasem z ustaleń polityka Konfederacji wynika, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.
- To rzecz absolutnie bulwersująca, etycznie budząca grozę. W ostatnich latach zostało wysłanych 26 wniosków o przeprowadzenie poszukiwań i ekshumacji i dostaliśmy odpowiedzi odmowne, i tylko jedną zgodę na poszukiwania w Puźnikach. A właściwie pół zgody – mówi Płaczek w rozmowie z Radiem Wnet.
Dlaczego polityk mówi o połowie zgody? Jak wyjaśniał w czasie rozmowy, w Puźnikach odkryto jeden grób, w którym znajdowały się szczątki około 40 osób, ale dosłownie parę metrów dalej jest drugi grób i tu Ukraińcy do ekshumacji nie chcą już dopuścić.
- Strona ukraińska stwierdziła, że musimy mieć kolejny wniosek na ten kolejny grób – mówił Płaczek, dodając:
- Kiedy nasi sąsiedzi chcą przeprowadzać poszukiwania i badania dotyczące ich historii, dostają te zgody właściwie na pstryknięcie palcami. Myślę więc, że nasuwa się bardzo naturalne pytanie, które niestety pozostaje bez odpowiedzi: dlaczego strona polska w ostatnich latach, w czasie trwania konfliktu między Ukrainą a Rosją nie wywarła skutecznego nacisku, by Ukraina zgodziła się na poszukiwania i ekshumacje? Kiedy, jak nie teraz? – zastanawia się polityk.
100 tys. bezimiennych grobów
Grzegorz Płaczek podkreśla, że polscy politycy w swoich działaniach na rzecz prawdy o Wołyniu muszą wziąć wreszcie pod uwagę, że ideologia banderowska nie zniknęła z Ukrainy.
- Każda narracja płynąca ze strony członków polskiego rządu, że banderyzmu na Ukrainie nie ma, jest głęboko nieprawdziwa– ocenił rozmówca radia Wnet.
Polityk zwrócił uwagę, że 100 tys. osób, które spoczywają w bezimiennych zbiorowych grobach na Wołyniu to nasi pradziadowie.
- Oni tam po prostu gdzież leżą, jak psy pod płotem. Myślę, że od strony etycznej, od strony wiary, od strony zwyczajnie ludzkiej, zezwolenie na to, by te osoby miały swoje groby jest chyba czymś absolutnie normalnym. Już nie mówię o standardach XXI wieku. Głęboko się dziwię, dlaczego polski rząd na to pozwala. Politycznie to rozumiem, ale od strony głęboko ludzkiej – nie – stwierdził Płaczek.
źr. wPolsce24 za Radio Wnet











