Największy przegrany wyborów? Sondaże, zwłaszcza jednej firmy. Tłumaczenie jej szefa powala z nóg

W kampanii przed pierwszą turą wyborów sondaże co do zasady zawyżyły przewidywane poparcie dla Rafała Trzaskowskiego i Szymona Hołowni, zaniżały zaś dla Karola Nawrockiego, Grzegorza Brauna a od pewnego momentu także Sławomira Mentzena.
Sondaż grozy
Jednym z najczęściej komentowanych i najbardziej kontrowersyjnych sondaży było badanie opublikowane w przedwyborczym wydaniu tygodnika Polityka. Przeprowadziła je firma IBRIS.
Rafał Trzaskowski miał według tego sondażu cieszyć się poparciem 33,7 procent wyborców. Tu różnica w stosunku do faktycznego wyniku nie była więc jeszcze specjalnie duża – Trzaskowski dostał 31,6 proc. głosów. Co innego z Karolem Nawrockim. On, według IBRIS, miał był popierany przez 21,6 proc. respondentów (w rzeczywistości dostał 29,54 proc. głosów). W sumie w przypadku liderów sondażu mamy więc różnicę około 10 punktów procentowych w stosunku do wyniku pierwszej tury.
Idźmy dalej: Sławomir Mentzen miał, zdaniem IBRIS, otrzymać 11,8 proc. głosów. Dostał 14,81 proc. Różnica: 3 proc. na niekorzyść Mentzena. Na korzyść kandydata pracownia Marcina Dumy pomyliła się za to w przypadku Szymona Hołowni. Sondaż przewidywał poparcie w wysokości 7,1 proc., marszałek Sejmu dostał 4,99 proc., różnica między badaniem a wynikiem to 2,1 proc. IBRIS przeszacował też wyniki Magdaleny Biejat i Adriana Zanberga (zsumowana różnica sondaż-wynik wyniosła 2,4 proc.). Pracownia pokazała z kolei, że Grzegorz Braun może liczyć na poparcie jedynie 3,4 proc. wyborców. W rzeczywistości głosów dostał prawie dwa razy więcej (6,34 proc.).
Łączna suma różnic między sondażowym a realnym wynikiem wyniosła więc ponad 20 punktów procentowych! Gdyby to badanie przeprowadzone dla Polityki, a nie nieco późniejszy (13-15 maja) sondaż dla Polsatu zostało wzięte pod uwagę w rankingu trafności sondaży, IBRIS zająłby ostatnie (a nie siódme) miejsce w kraju.
Sondaże nie są po to, by przewidywać
Mimo potężnej fali krytyki prezes IBRIS Marcin Duma nie uważa, by jego firma popełniła błędy np. w metodologii badania. Jego zdaniem sondaże – nawet te przeprowadzane kilka dni przed wyborami – nie są od tego, by przewidzieć wynik elekcji.
- W ogóle nie są sondaże po to, żeby przewidywać rzeczywistość. To jest wielkie oszustwo i karmimy się tym, że mówimy „zobaczmy jaką przyszłość pokazują nam sondaże”. Sondaże nigdy nie pokazują przyszłości, one zawsze pokazują tą sytuację w momencie, w którym były robione – tłumaczył Duma w poniedziałkowy poranek w Kanale Zero, podkreślając, że sondaż może być jedynie „podstawą do prognozy”.
Złośliwi internauci i dziennikarze natychmiast wyciągnęli mu jednak wypowiedź z października 2024 roku kiedy to Duma – w sposób niezwykle kategoryczny, występując jako spec od sondaży – wykluczał zwycięstwo kandydata PiS w wyborach prezydenckich.
- To odkładamy na półkę, to jest jakaś fantasmagoria – mówił wówczas Marcin Duma.
źr. wPolsce24 za Kanał Zero