"Element gry politycznej". Mocna odpowiedź IPN na raport NIK-u

Na kilka dni przed drugą turą wyborów prezydenckich zakończyła się kontrola NIK-u w IPN-ie, którego prezes Karol Nawrocki jest faworytem do zwycięstwa. Nikogo raczej nie zaskoczył fakt, że w raporcie upolitycznionej Izby, kierowanej przez Mariana Banasia, pojawiły się informacje o „nieprawidłowościach” i „niegospodarności” Instytutu. Inspektorzy dopatrzyli się ich nawet w przedstawieniu dla dzieci o słynnym misiu Wojtku, który walczył w armii Andresa pod Monte Cassino. Równie mało zaskakujący jest fakt, że jeszcze przed jego oficjalną publikacją do raportu „dotarli” pracownicy TVN24.
Kontrola na ogromną skalę
Teraz do sprawy odniósł się IPN. Jego rzecznik prasowy, dr Rafał Leśkiewicz, zauważył w oświadczeniu, że NIK przeprowadza kontrole w IPN co roku, ale ta przed wyborami – która miała miejsce nie tylko w centrali Instytutu, ale również w jego oddziałach w Gdańsku, Krakowie, Warszawie i Wrocławiu – znacząco odbiegała od poprzednich.
Leśkiewicz zwrócił uwagę na niespotykaną skalę tej kontroli. Kilkudziesięciu inspektorów pracowało tam przez kilka miesięcy. Zadali ponad 4 tys. pytań, zażądali 54 tys. uwierzytelnionych kopii dokumentów, kilku tysięcy dowodów księgowych, dokumentacji kilkudziesięciu przetargów i dostępu do systemów teleinformatycznych dokumentujących wydawanie przez IPN środków publicznych. Na przesłuchania wzywano nie tylko pracowników Instytutu, ale także wykonawców realizujących dla niego zamówienia.
Leśkiewicz stwierdził, że ta kontrola paraliżowała prowadzenie przez Instytut działalności merytorycznej. Mimo tego, podkreślił, jego pracownicy rzetelnie i cierpliwie odpowiadali na każde zadane pytanie i przekazali inspektorom wszystkie żądane dokumenty. Do obsługi merytorycznej kontroli zaangażowanych było ponad 200 pracowników w całym kraju, którzy transparentnie, rzetelnie, terminowo i cierpliwie wyjaśniali każdą ze spraw, o którą pytali kontrolerzy – poinformował rzecznik Instytutu.
IPN nie zgadza się z zarzutami
Leśkiewicz podkreślił, że już po wstępnej analizie raportu IPN nie zgadza się z subiektywnymi zarzutami sformułowanymi w tym dokumencie. Ich zdaniem podejmowane działania były gospodarne, rzetelne, racjonalne, zgodne z prawem i, przede wszystkim dotyczyły realizacji ustawowych obowiązków Instytutu.
Przesłane przez Najwyższą Izbę Kontroli wystąpienia pokontrolne nie uwzględniają wyjaśnień przedstawionych przez IPN w trakcie kontroli, dotyczących słuszności podejmowanych decyzji i w konsekwencji ponoszonych wydatków, związanych z działalnością merytoryczną Instytutu. Działania które podczas wcześniejszych kontroli nie budziły wątpliwości i oceniano je pozytywnie, tym razem zostały ocenione negatywnie – zwrócił uwagę rzecznik.
Leśkiewicz przypomniał, że zgodnie z art. 54 ustawy o NIK IPN przysługuje prawo do zgłoszenia na piśmie zastrzeżeń do wystąpienia pokontrolnego. Poinformował, że Instytut skorzysta z tego prawa i odniesie się do subiektywnych ocen sformułowanych przez kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli.
IPN odniósł się również do faktu, że ten raport przed publikacją trafił do zaprzyjaźnionych z rządem mediów. Udostępnienie mediom wyników kontroli NIK, bez oficjalnego stanowiska IPN, odbieramy jako element gry politycznej skierowanej przeciwko prezesowi Instytutu, kandydującemu w wyborach na urząd prezydenta RP – napisał w oświadczeniu Leśkiewicz.
źr. wPolsce24 za IPN.gov