Alkoholowy przypał w Zimnej Wódce i "L" jak "Lufa", czyli obyś nie spotkał ich na drodze

Niech nazwa nikogo nie zmyli, Zimna Wódka to na co dzień osada cicha i spokojna i jak ktoś taranuje blaszany garaż autem to huk jest tam taki, że niesie się po całej okolicy. Nic zatem dziwnego, że właściciel zniszczonego płotu i garażu od razu wybiegł z domu na podwórko. Tam zastał rozbitą toyotę, kierowcę w stanie, nazwijmy to, „niezbyt kontaktowym” oraz nietypową prośbę: żeby przypadkiem nie dzwonić na policję. Cóż… nie pomogło.
Mundurowi, którzy przyjechali na miejsce, szybko ustalili, że 22-latek nie tylko był kompletnie pijany, ale również nie posiadał prawa jazdy. Jakby tego było mało – jego wiza straciła ważność, a pobyt w Polsce był już nielegalny. Pojazd – jak się okazało – należał do kolegi z Ukrainy, który najpewniej pożyczył auto w lepszej wierze.
Finalnie młody Kolumbijczyk trafił w ręce Straży Granicznej, która wydała decyzję o deportacji. Na najbliższą dekadę może zapomnieć o odwiedzinach nie tylko w Zimnej Wódce, ale i w całej Strefie Schengen.
A na drugą nóżkę - historia z Sieradza, czyli "L" jak "lufa"
Choć kierowcy uczący się jazdy często słyszą, że za kierownicą trzeba mieć trzeźwy umysł, to 55-letni instruktor z Sieradza miał zupełnie inne podejście do sprawy. 19 maja przed południem postanowił przekazać swoją "wiedzę" kursantowi, mając w organizmie aż 3,7 promila alkoholu – to już raczej nie lekcja jazdy, a survivalu. Zakończyło się na szczęście tylko kontrolą drogową, a nie zderzeniem z rzeczywistością.

Kia z dużym „L” na dachu wzbudziła podejrzenia innych kierowców, którzy zauważyli, że coś z tą nauką jazdy jest nie tak. Policjanci z sieradzkiej drogówki szybko namierzyli pojazd na Górce Kłockiej. Za kierownicą siedział 29-letni kursant z Pabianic, który – jak się okazało – wkrótce miał egzamin. Obok niego –z lekko zamglonym wzrokiem instruktor, który najwyraźniej pomylił etylinę z etanolem.
Badanie alkomatem rozwiało wszelkie wątpliwości – 3,7 promila to nie jest poziom, przy którym można odróżnić kierunkowskaz od dźwigni zmiany biegów. Sam instruktor tłumaczył, że to nie była planowana jazda, a "awaryjne zlecenie" z rana. Kursant miał bowiem za dwie godziny egzamin i chciał się tylko "doszkolić".
Mężczyzna stracił prawo jazdy i uprawnienia instruktora. Grozi mu do 3 lat więzienia, solidna grzywna i zakaz prowadzenia pojazdów. Przyszły kierowca, który trafił na tę nietypową lekcję, zapewne zapamięta ten dzień na długo – oby egzamin poszedł mu lepiej niż jego nauczycielowi kontrola trzeźwości.
źr. wPolsce24 za policja.pl