Hipokryzja bez granic. Netanjahu, Orban, Tusk i niemieckie standardy wybiórczej moralności

Ale rzecz nie w samej wojnie czy zasadności decyzji Trybunału, bo to temat na osobne analizy. Chodzi o coś znacznie bardziej fundamentalnego: wybiórczość europejskich elit i niemieckich mediów w osądach moralnych. Chodzi o to, że to samo zachowanie - w jednym przypadku wywołuje polityczno-medialną histerię, a w innym przechodzi niezauważone. Zależnie od tego, kto jest jego autorem.
Co wolno Tuskowi, a co Orbanowi?
Bo gdy w styczniu tego roku Netanjahu miał pojawić się na obchodach 80. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, polskie władze - z prezydentem Andrzejem Dudą, ale także premierem Donaldem Tuskiem na czele - jasno zapowiedziały, że nie dojdzie do jego aresztowania. Tusk zakomunikował wprost: Polska nie zastosuje się do nakazu MTK. I co wtedy zrobiły niemieckie media? Nic. Milczały.
Ani „Sueddeutsche Zeitung”, ani „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, ani „Die Tageszeitung” nie biły na alarm. Nie krzyczały o końcu europejskiej praworządności. Nie pisały o „załamaniu wspólnoty wartości”. Nikt nie zarzucał Tuskowi autorytaryzmu, nikt nie groził Polsce konsekwencjami prawnymi.
Dlaczego? Bo Tusk jest z „ich” obozu. Bo reprezentuje establishment europejski, ten sam, który jeszcze niedawno miał rzekomo bronić „praworządności” w Polsce przed rządami PiS, a dziś sam nic sobie nie robi z obowiązującego w Polsce prawa.
Tymczasem Viktor Orban, który nie jest człowiekiem bliskim politycznym kręgom Berlina czy Brukseli, może zostać potępiony za dokładnie za to samo, co chciał zrobić Tusk. To nie jest już nawet hipokryzja - to polityczna kalkulacja ubrana w moralny kostium.
Warto o tym mówić głośno. Bo dokładnie tak wyglądała przez osiem lat narracja wobec rządów Zjednoczonej Prawicy. Polska, kierowana przez PiS, była nieustannie atakowana z zachodnioeuropejskich stolic - nie za realne zbrodnie czy łamanie prawa, ale za to, że śmiała mieć inny punkt widzenia, chronić swoją granicę, prowadzić suwerenną politykę społeczną, gospodarczą czy energetyczną.
Wybiórcza moralność to żadna moralność
To dlatego decyzje polskich władz były krytykowane, nawet jeśli hołdowały tym samym wartościom, które wcześniej głosił Zachód. I to dlatego dziś Donald Tusk może, w przeciwieństwie do Orbana, łamać nakazy MTK bez żadnych konsekwencji medialnych - bo należy do rodziny politycznej, którą zachodnie elity chcą chronić.
Jeśli Europa rzeczywiście chce być wspólnotą prawa, to musi stosować je równo. Bo jeśli prawo międzynarodowe obowiązuje tylko tych, którzy są niewygodni, a „swoi” mogą je omijać bez echa - to nie jest już prawo, lecz narzędzie politycznej selekcji. A wybiórcza moralność jest gorsza niż jej całkowity brak.
źr. wPolsce24 za dw.com