Czy sprawa wiewiórki Peanut wpłynie na wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych?
Peanut, zwany też P'nut – od angielskiego słowa „orzeszek” – to wiewiórka szara, którą w 2017 roku znalazł w Nowym Jorku Mark Longo. Jej matka została wcześniej rozjechana przez samochód. Longo zgłosił się z nią do wielu schronisk dla dzikich zwierząt, ale żadne nie chciało jej przyjąć. Chcąc nie chcąc, mężczyzna sam zaczął się nią opiekować.
Nie nadawał się do życia na wolności
Po ośmiu miesiącach zdecydował, że wypuści Peanuta na wolność. Zostawił go na podwórku. Gdy dzień później otworzył drzwi, Peanut czekał na werandzie. Był ranny, brakowało mu połowy ogona. Longo doszedł do wniosku, że jego podopieczny nie nadaje się do życia na wolności i zdecydował, że zamieszka z nim i jego żoną.
Wkrótce potem założył Peanutowi profil na Instagramie. Publikował nagrania, na których wiewiórka po nim skacze, je wafelki czy nosi śmieszne kapelusiki. Peanut błyskawicznie zdobył ogromną popularność – pod koniec października jego profil śledziło pół miliona internautów - i zaczął przynosić Longo ogromne zyski.
Longo wykorzystał je, by założyć i finansować schronisko dla dzikich zwierząt. Według niego od kwietnia zeszłego roku pomogło ponad 300 zwierzętom.
Urzędnicza zbrodnia?
Niestety, ta historia skończyła się tragicznie. Pod koniec października nalotu na jego dom dokonali urzędnicy z nowojorskiego Departamentu Konserwacji Środowiska (NYSDEC). Zdecydowali się odebrać Peanuta i drugie zwierzę, szopa o imieniu Fred ich właścicielowi, bo dostali anonimowe zgłoszenie, że przetrzymuje je nielegalnie.
W trakcie zamieszania wiewiórka ugryzła jednego z urzędników, przez co oba zwierzaki zostały poddane eutanazji, by sprawdzić, czy nie cierpią na wściekliznę.
Longo twierdzi, że akurat byli w trakcie rejestracji Peanuta jako zwierzę edukacyjne i zbiera teraz w internecie pieniądze, by pozwać urzędników do sądu. Sugeruje także, że złożono na niego donos z zazdrości o pieniądze, jakie zarabiał w mediach społecznościowych jego podopieczny.
Fałszywe oświadczenie
Sprawa Peanuta wstrząsnęła Ameryką. Od piątku ta sympatyczna wiewiórka nie znika z czołówek mediów. Teraz pojawiły się też opinie, że może mieć decydujący wpływ na wynik wyborów w USA. Jak to jednak możliwe, że lokalna sprawa, nie mająca nic wspólnego z wielką polityką, może mieć taki efekt? Odpowiedzią jest rzekome oświadczenie Trumpa.
Z Nowego Jorku, mojego byłego rodzinnego stanu, dochodzą przerażające raporty, że stanowi agenci środowiskowi dokonali nalotu na dom Marka Longo i jego żony. Mark został aresztowany na cztery godziny, gdy urzędnicy przeszukiwali jego dom i ostatecznie zabrali dwójkę ich zwierząt, szopa Freda i wiewiórkę Peanut. Te zwierzęta zostały później poddane egzekucji przez władze Nowego Jorku – miał napisać były prezydent – Władze Nowego Jorku z ich beznadziejnym gubernatorem wkładają więcej wysiłku w znalezienie i wyeliminowanie wiewiórki, która według wszystkich doniesień była niewinna, niż w kontrolowanie nielegalnych imigrantów, którzy wlali się do ich stanu. Jeśli Peanut mógłby im powiedzieć, że jest z Meksyku, to puściliby go wolno i dali mu pokój hotelowy i kartę podarunkową za 500 dolarów.
Problem polega na tym, że Donald Trump nie wydał takiego oświadczenia. Wygląda autentycznie, ale nie ma go ani na jego stronie internetowej, ani w jego mediach społecznościowych. Jego rzecznik Steven Cheung potwierdził w rozmowie z TMZ, że były prezydent nie miał z nim nic wspólnego. Mimo to „oświadczenie” zaczęło żyć własnym życiem w mediach społecznościowych, podawane dalej przez tysiące internautów.
Sojusznicy Trumpa podjęli ten temat
Można założyć, że widząc reakcję na nie, Trump żałuje, że sam go nie wydał. Jego kandydat na prezydenta, senator J.D. Vance nie popełnił takiego błędu. Podczas niedzielnego wiecu wyborczego w Sanford w Północnej Karolinie powiedział tłumowi, że Trump był bardzo poruszony i wściekły, gdy się dowiedział, co się stało z Peanutem.
Ten sam rząd, który nie przejmuje się tym, że do waszego kraju przybywają setki tysięcy nielegalnych imigrantów, nie chce, byście mieli zwierzęta domowe – grzmiał ze sceny. Inni ważni sojusznicy Trumpa, jak Elon Musk czy Robert F. Kennedy Jr., również publicznie skrytykowali postępowanie nowojorskich władz.
Cała sprawa wpisuje się też w kontekst jednego z najstarszych konfliktów politycznych w USA – konfliktu między silnym rządem a prawami obywatelskimi. Historycznie poglądy obu partii na ten temat, tak jak na praktycznie każdy inny, ulegały zmianie, ale obecnie podział jest jasny. Demokraci popierają jak najsilniejszy rząd, czy to lokalny czy stanowy, a Republikanie chcą, by jego władza była ograniczona do niezbędnego minimum.
Sam Trump wielokrotnie ostrzegał przed niebezpieczeństwami związanymi ze zbyt dużymi uprawnieniami rządu. Dziś wiele osób uważa, że gdy anonimowi urzędnicy skazują sympatyczną wiewiórkę na śmierć, bo takie mają widzimisię, to ostrzeżenia te powinno się traktować poważnie.
Absurdalny scenariusz, który może się sprawdzić
Czy jednak Peanut pomoże Trumpowi zwyciężyć w wyborach? Jedyna rozsądna odpowiedź na to pytanie brzmi: „nie wiadomo”. Sondaże pokazują, że Trump i Harris praktycznie remisują, a w takiej sytuacji nawet relatywnie mała garstka głosów może przeważyć.
Oczywiście stwierdzenie, że śmierć wiewiórki będzie miała wpływ na to, kto będzie rządził najpotężniejszym państwem na świecie jest absurdalna, ale jeżeli nawet relatywnie niewielka grupa niezdecydowanych wyborców da się przekonać, że w jakiś sposób odpowiadają za nią Harris i Demokraci, to ten absurdalny scenariusz faktycznie może się sprawdzić.
źr. wPolsce24 za AFP, BBC