Trump zażartował z Merza. Niemieckie media komentując wizytę, akurat tego fragmentu rozmowy nie odnotowały

"Przyjeżdżając do Białego Domu jako oficjalny gość, można czuć się jak w baśni braci Grimm. Wchodzi się do pałacu, w którym może zdarzyć się wszystko" - pisze na swoim portalu "Die Zeit".
Szczęśliwie podczas państwowej wizyty Merza w USA udało się jednak uniknąć "poważnego dramatu politycznego", tak jak stało się w przypadku prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego czy prezydenta RPA Cyrila Ramaphosy - dodał tygodnik.
Podobnie ocenił sytuację tygodnik "Spiegel", który - zauważając, że blisko 40-minutowa rozmowa kanclerza z prezydentem "przebiegła bez incydentów" - podkreślił, że Merz generalnie "zdał egzamin w Gabinecie Owalnym". Za dobry pomysł magazyn uznał wręczenie Trumpowi kopii aktu urodzenia jego dziadka.
- Certyfikat w błyszczącej złotej ramie idealnie wpisuje się w atmosferę Gabinetu Owalnego - czytamy w internetowym wydaniu "Spiegla".
W atmosferę Gabinetu Owalnego wpisuje się także jeden z żartów, na który pozwolił sobie w czasie rozmowy z Merzem Donald Trump, choć akurat tego niemieckie media nie odnotowują:
Tygodnik "Spiegel" zauważył natomiast, że blisko 40-minutowa rozmowa kanclerza z prezydentem "przebiegła bez incydentów".
Zdaniem autorów tekstu, Merz generalnie "zdał egzamin w Gabinecie Owalnym". Za dobry pomysł magazyn uznał wręczenie Trumpowi kopii aktu urodzenia jego dziadka.
- Certyfikat w błyszczącej złotej ramie idealnie wpisuje się w atmosferę Gabinetu Owalnego - czytamy w internetowym wydaniu "Spiegla".
Jednocześnie - przestrzega "Spiegel" - choć Trump nazywa Merza przyjacielem, to kanclerz nie powinien przywiązywać do tego przesadnej uwagi.
W podobnym tonie utrzymane jest również podsumowanie wizyty w "Koelnische Rundschau", która, pisząc o "zaliczonym teście", przypomina, że "w czasach, gdy Gabinet Owalny stał się miejscem budzącym strach zagranicznych przywódców, Merz bez szwanku opuścił scenę trumpowskiego teatru".
Z kolei "Sueddeutsche Zeitung" uważa, że szef niemieckiego rządu "zapunktował prezentem oraz językiem angielskim". Bawarski dziennik odnotował też jednak, że w najważniejszej misji Merza, czyli przekonaniu Republikanina do zwiększenia presji na Rosję, kanclerz nie osiągnął przełomu.
Tak samo w sporze celnym, w którym "ostatnie słowo nie zostało jeszcze powiedziane". "Jednak cały świat teraz wie: Trump nie ma nic przeciwko niemieckiemu kanclerzowi, lubi go. Dlaczego? Być może dlatego, że Merz nie jest Angelą Merkel" - podsumowuje gazeta.
Merz, który w USA był już ponad sto razy i pracował dla nowojorskiego przedsiębiorstwa inwestycyjnego BlackRock, udzielił nad Potomakiem dwóch wywiadów amerykańskim stacjom telewizyjnym, Fox News i CNN.
- Niemcy to dojrzała demokracja. Nie potrzebujemy lekcji z zewnątrz - mówił w pierwszej z tych rozmów.
W drugiej zaznaczył m.in., że nie rozmawiał z Trumpem na temat rosnącej popularności Alternatywy dla Niemiec (AfD), z którą sympatyzuje wielu Republikanów.
Pytany przed wylotem do Niemiec o ocenę wizyty w Waszyngtonie, kanclerz ocenił, że "wraca z poczuciem, że może rozmawiać z Trumpem przez telefon w każdej chwili".
źr. wPolsce24 za PAP/X