To była najstraszniejsza zbrodnia kolonialnej Afryki. Francja jest gotowa na rozmowę o reparacjach

Brytyjski lewicowy dziennik "Guardian" ujawnił, że przedstawiciele czterech społeczności z Nigru złożyli skargę w ONZ. Dotyczyła ekspedycji o nazwie La mission Afrique Centrale-Tchad (Misja Afryka Środkowa-Czad), w której poszkodowani zostali w XIX wieku ich rodacy. Specjalny sprawozdawca ONZ Bernard Duhaime zauważył, że ówczesny rząd Francji doskonale wiedział o zbrodniach, których dokonywano podczas tej ekspedycji, ale nie przeprowadził śledztwa, nie postawił żadnego członka wyprawy przed sądem ani nie przyznał się do winy.
Piekielna kolumna
EW skład ekspedycji weszło ponad 500 afrykańskich żołnierzy i tłumaczy oraz 800 tragarzy. Dowodził nią francuski 33-letni kapitan Paul Voulet i 29-letni kapitan Julien Chanoine. Voulet był także jej pomysłodawcą, choć w rozmowach z francuskimi politykami opisywał jej cele dość ogólnie. Wyruszyli w styczniu 1899 roku z Dakaru.
Gdy dotarli do Nigru, zasłynęli wyjątkową brutalnością. Mając problemy z zaopatrzeniem, dowódcy polecili żołnierzom rabować wioski. Każdy mężczyzna, który stawił opór lub próbował uciekać, był zabijany. Nie oszczędzono kobiet i dzieci. Dochodziło do gwałtów i morderstw. 13 lipca, gdy mieszkańcy jednej z wiosek zabili dwóch jego ludzi, Voulet kazał zabić 150 kobiet i dzieci. Wcześniej, 8 maja, dokonał rzezi w miasteczku Birni-N'Konni, w której życie straciły setki osób. Była to zemsta za wcześniejszą bitwę, w której Francuzi stracili czterech ludzi.
Francuzi dowiedzieli się o charakterze misji, gdy porucznik Peteau, jeden z oficerów biorących udział w tej ekspedycji, powiedział Vouletowi, że ma dosyć. W odpowiedzi oficer oskarżył go o brak dyscypliny i zapału, po czym zdjął ze stanowiska. Peteau jakiś czas później napisał list do narzeczonej, w której opisał zbrodnie, jakich był świadkiem. Jego list trafił na biurko ministra ds. kolonii Antoine'a Guilaina. 20 kwietnia rząd rozkazał gubernatorowi Sudanu aresztowanie obu oficerów. Nie chodziło o względy humanitarne – głównym powodem było to, że ekspedycja dokonywała zbrodni także w Sokoto, które dziś jest jednym ze stanów Nigerii. Wtedy to terytorium było jeszcze niezależne, ale leżało w brytyjskiej strefie wpływów i Paryż bał się skandalu dyplomatycznego.
Szlakiem spalonych wsi
Zadanie aresztowania Vouleta otrzymał podpułkownik Jean-Francois Klobb, który był wtedy administratorem Timbuktu w dzisiejszym Mali. Wyruszył na czele 50 żołnierzy. Po drodze widział ślady przerażających zbrodni. 10 lipca, po przejściu blisko 2 tys. km, Klobb wysłał do Vouleta posłańca z listem, w którym poinformował go, że przejmuje dowodzenie. Voulet odpisał mu, że on ma 600 karabinów, a Klobb tylko 50.
Klobb uznał, że inni oficerowie ekspedycji nie odważą się strzelać do starszego stopniem. Nie wiedział, że Voulet i Chanoine nie powiedzieli im o jego liście. Gdy się z nimi spotkał osobiście, nakazał swoim ludziom, by w żadnym wypadku nie otwierali ognia. Voulet nie miał takich problemów. Gdy Klobb przemawiał do jego ludzi, przypominając im o ich obowiązkach, kazał otworzyć ogień. Druga salwa zabiła Klobba. Jego żołnierze uciekli.
Nikt nie poniósł odpowiedzialności
Voulet nie nacieszył się długo zwycięstwem. Tego samego dnia wieczorem opowiedział o wszystkim pozostałym oficerom. Następnie zerwał swoje dystynkcje i powiedział im, że nie jest już Francuzem, a przywódcą plemienia, i wspólnie z nimi zbuduje imperium. Nie zostało to przyjęte z entuzjazmem.
Gdy 16 lipca informator powiedział mu, że żołnierze chcą się zbuntować, Voulet zastrzelił go, bo... dowiedział się o wszystkim za późno. Po czym zaczął krzyczeć na żołnierzy i strzelać w ich stronę. Ci odpowiedzieli ogniem. W rezultacie Chanoine zginął. Ranny Voulet uciekł. Następnego ranka próbował wrócić do obozu, ale strażnik zagrodził mu drogę. Doszło do strzelaniny, w której Voulet zginął.
Ekspedycja, już pod nowym dowództwem, trwała dalej. Rok później Niger stał się francuską kolonią. Nikt nie poniósł odpowiedzialności za te zbrodnie, a oficjalne śledztwo „ustaliło”, że Voulet i Chanoine zwariowali z powodu afrykańskich upałów.
Francja musi się przyznać
Jak informuje "Guardian", stały przedstawiciel Francji przy ONZ odpisał mieszkańcom Nigru, że Francja pozostaje otwarta na dialog z jego rządem, a także na współpracę dotyczącą badań nad pochodzeniem i dziedzicznej współpracy. Jak zauważa brytyjski dziennik, wiele osób odebrało to jako gotowość do wypłacenia Nigrowi reparacji.
Sprawa nie jest jednak tak prosta. Francuzi wstydzą się tego, co robiła ekspedycja MAC. Ten mało chwalebny epizod praktycznie nie istnieje w programach francuskich szkół, mało się o nim mówi także w samym Nigrze, który uzyskał niepodległość od Francji w 1960 roku. Francja nigdy oficjalnie nie przeprosiła za ekspedycję. W swojej odpowiedzi do ONZ Paryż nie potwierdził, że Francja jest odpowiedzialna za tę zbrodnię ani temu nie zaprzeczył. Podkreślił jednak, że wszelkie traktaty międzynarodowe, które mogła złamać, podpisano dużo później.
Nauczyciel historii Hosseini Tahirou Amadou, który rozpoczął w 2014 roku kampanię w tej sprawie, powiedział "Guardianowi", że dobrym pierwszym krokiem byłoby przyznanie się przez Francję do tej zbrodni. Dopiero wtedy będzie można rozmawiać o reparacjach – jak zwrot zrabowanych przez żołnierzy cennych artefaktów historycznych, które obecnie są we francuskich muzeach.
Były minister edukacji Mamoudou Djibo również jest przekonany, że Francja powinna najpierw przyznać się do popełnienia zbrodni przeciwko ludzkości, a dopiero potem będzie można rozmawiać o reparacjach. Dodał, że na tym przyznaniu się zależy im dużo bardziej, niż na pieniądzach. - Nie jesteśmy żebrakami – podkreślił.
źr. wPolsce24 za "Guardian"