Zaskakujący pomysł urzędników. Króliki-roboty pomogą w walce z inwazyjnym drapieżnikiem

Floryda ma ogromny problem z pytonami birmańskimi. Te węże nie występowały tam naturalnie, ale w latach siedemdziesiątych stały się popularne wśród domorosłych hodowców gadów. Niestety wielu z nich wyrzucało je na zewnątrz, gdy im się znudziły lub stały się zbyt duże. Na Florydzie – zwłaszcza w słynącym z bagien regionie Everglades – znalazły dla siebie idealne warunki. W 2000 roku urzędnicy uznali oficjalnie, że ich populacja jest na tyle duża, że mogą się bez problemu rozmnażać.
Dewastują lokalne gatunki
A rozmnażają się wyjątkowo szybko. Samica pytona może złożyć jednorazowo od 50 do 100 jajek, które wykluwają się po 60-90 dniach. To sprawiło, że ich populacja gwałtownie rośnie. Nikt nie wie, ile tych węży żyje na Florydzie, ale niektóre szacunki mówią, że może ich być nawet 300 tysięcy. Dorosłe pytony potrafią sięgnąć 5 metrów długości i nie mają tam praktycznie naturalnych wrogów w postaci innych drapieżników – jedynym zwierzęciem, które jest dla nich niebezpieczne, jest aligator. Mają też ogromny apetyt, co ma destrukcyjny wpływ na lokalne populacje zwierząt. W parku narodowym Everglades zjadły już 95% małych ssaków.
Jako, że pytony są uznawane za gatunek inwazyjny, ich zabijanie jest całkowicie legalne na prywatnych posesjach i na terenach, którymi zarządza Florydzka Komisja Konserwacji Ryb i Zwierzyny (FFWCC), o ile robi się to w humanitarny sposób. Stan zatrudnia też ok. 50 łowców, którzy na nie polują. Władze Florydy często organizują też masowe polowania dla ochotników, w których najlepsi łowcy mogą dostać tysiące dolarów nagrody. Testują też inne metody kontroli ich populacji, jak szukanie ich przez wyszkolone psy czy wszelkiej maści pułapki, ale ich skuteczność pozostawia wiele do życzenia. Teraz trwają testy nowej metody polowań – przy pomocy królików-robotów.
Mają je wabić
Roboty o których mowa na pierwszy rzut oka wyglądają, jak pluszowy królik ze sklepu z zabawkami. To podobieństwo jest nieprzypadkowe – takie pluszowe króliki stały się bowiem bazą do ich budowy. W środku mają jednak zaawansowaną elektronikę, która sprawia, że wykonują ruchy podobne do tych, jakie wykonują prawdziwe króliki. Emitują też ich zapach i ciepło. Umieszczane są w specjalnych budkach, na których zainstalowano baterie słoneczne i kamery. Można je też zdalnie włączyć i wyłączyć.
Ich zadanie jest proste. Jak wyjaśnił biolog Mike Kirkland, ekspert od gatunków inwazyjnych Dystryktu Wodnego Florydy, usunięcie pytona jest relatywnie proste. Prawdziwym problemem jest jego znalezienie, gdyż te zwierzęta są ekspertami od kamuflażu. Królik-robot, udając żywe zwierzę, ma go zwabić obietnicą łatwego obiadu. Kiedy wąż wyjdzie z kryjówki i jego obecność zarejestruje kamera, na miejsce zostanie wysłany łowca, który go odłowi.
Jeden taki robot, w stworzeniu którego pomogli naukowcy z Uniwersytetu Florydy, kosztuje 4 tys. dolarów. W ramach eksperymentalnego programu na Florydzie pracuje ich 120 sztuk. Kirkland przyznał, że wcześniej próbowano wabić pytony żywymi królikami, ale okazało się to być zbyt drogie i kłopotliwe.
źr. wPolsce24 za AP