To mogą być najważniejsze wybory w historii tej wyspy. Cały świat patrzy na Grenlandię

Grenlandia formalnie jest częścią Królestwa Danii, ale ma ogromną autonomię. Jej parlament, zwany Inatsisartut, składa się z 31 członków, którzy są wybierani demokratycznie na czteroletnie kadencje. Obecnie Grenlandią rządzi koalicja socjalistycznej partii Inuit Ataqatigit (IA) i socjaldemokratycznej Siumut (S), łącznie mają 22 miejsca.
Na wyspie prawa wyborcze ma zaledwie ok. 40 tys. osób, więc każdy głos się liczy. W wyborach w tym roku weźmie udział sześć partii.
Cały świat patrzy
Normalnie wybory w Grenlandii nie budzą w świecie większych emocji. W tym roku jest jednak inaczej. Donald Trump od początku swojej kadencji zapowiada bowiem przyłączenie wyspy do USA. Rząd Danii twierdzi kategorycznie, że na to nie pozwoli. W niedzielę Trump znowu powtórzył, że Grenlandia będzie mile widziana w jego kraju. Obiecał też, że zainwestuje w nią miliardy dolarów, by stworzyć nowe miejsca pracy i sprawić, że będziecie bogaci.
Rząd Danii nie pozostawił wątpliwości, że nie odda Grenlandii Trumpowi. Jest jednak sposób na to, żeby Trumpowi plan się udał. Zgodnie z Ustawą o Grenlandzkim Samorządzie mieszkańcy Grenlandii mogą w każdej chwili ogłosić niepodległość od Danii. Jeżeli to zrobią, nie będą musieli pytać Kopenhagi o zgodę na dołączenie do USA.
Odłączenie się od Danii popiera oficjalnie aż pięć z sześciu partii. Koalicja rządząca twierdziła nawet wcześniej, że już rozpoczęła starania w tym kierunku, ale temat ten przycichł po dojściu Trumpa do władzy. Podczas kampanii wyborczej tylko jedna partia, centrowa Naleraq – największa partia opozycji – obiecała szybkie zorganizowanie referendum niepodległościowego. Ta partia jest również najbardziej otwarta na zacieśnienie współpracy z USA. Warto jednak odnotować, że – przynajmniej w obecnej chwili – pomysł dołączenia do USA nie cieszy się popularnością wśród grenlandzkich polityków.
Oburzeni na Danię
Moment dla ruchów niepodległościowych jest wyjątkowo korzystny, bowiem stosunki Grenlandii z Danią są najtrudniejsze od lat. W ostatnim czasie ujawniono szereg skandali z czasów kolonialnych – choćby to, że na tysiącach grenlandzkich kobiet i dziewczyn bez ich zgody wymuszano antykoncepcję (założono im spirale) lub odbierała Innuitom dzieci. Bardzo głośno zrobiło się też ostatnio o filmie dokumentalnym wyemitowanym przez duńskiego nadawcę DR. Wynikało z niego, że władze Danii w latach 1854-1987 zarobiły 400 mld koron (ok. 224 mld zł) na kopalni kryolitu. Wielu Grenlandczyków oburzyło to, że wyspa nie zobaczyła żadnych zysków z tej kopalni, a w niedawnym sondażu aż 1/3 respondentów zadeklarowała, że wpłynie to na ich decyzję wyborczą.
Wielu komentatorów uważa, że ta napięta sytuacja i komentarze Trumpa sprawią, że po wyborach władze Danii będą starały się zbliżyć do Grenlandii poprzez np. zwiększenie inwestycji.
W tle przewija się także sprawa surowców naturalnych. Gospodarka Grenlandii opiera się na rybołówstwie i jest uzależniona od dotacji duńskiego rządu. Równocześnie Grenlandia ma ogromne ilości surowców naturalnych: od ropy i gazu po metale ziem rzadkich, których praktycznie nie wykorzystuje. Ich wydobycie, z racji warunków, nie jest łatwe, ale zacieśnienie współpracy z USA i wpuszczenie do kraju amerykańskich koncernów mogłoby w tym pomóc i sprawić, że wyspa stałaby się bardzo zamożna.
Warto jednak zauważyć, że o ile świat te wybory interesują z powodów geopolitycznych, o tyle dla mieszkańców mają one raczej drugorzędne znaczenie. W kampanii wyborczej dominowały lokalne tematy, takie jak szkolnictwo czy służba zdrowia. Na wyspie praktycznie nie prowadzi się sondaży, więc trudno przewidzieć, czy lewicowej koalicji uda się utrzymać przy władzy, czy też zwyciężą zwolennicy zbliżenia z USA.
źr. wPolsce24 za "Guardian"