Iga powstała jak feniks z popiołów. Pierwsza wygrana Polki w turnieju WTA Finals
W ostatnich tygodniach kariera naszej najlepszej tenisistki w historii znalazła się na ostrym zakręcie. Polka najpierw zakończyła współpracę z trenerem Tomaszem Wiktorowskim, zatrudniając w jego miejsce Belga Wima Fissetta, a następnie odpuszczał starty w kolejnych turniejach z cyklu WTA. Jej absencja doprowadziła do tego, że Polka została wyprzedzona przez znajdująca się w znakomitej formie Białorusinkę Arynę Sabalenkę, która przed turniejem WTA Finals została nowym numerem jeden kobiecego tenisa i właśnie z "jedynką" jest rozstawiona w Arabii Saudyjskiej.
O wyborze stolicy Arabii Saudyjskiej na miejsce turnieju kończącego sezon, w którym gra 8 najlepszych zawodniczek na świecie zdecydowały pieniądze. Pula nagród jest rekordowa i wynosi aż 15 milionów dolarów. Niestety, wydaje się, że tym samym dolary wygrały ze sportem dla kibiców, bo zainteresowanie meczami pań w Rijadzie jest bardzo znikome. W ciemnej hali, w której ledwo można dostrzec trybuny dla publiczności mecze na żywo obserwuje zazwyczaj garstka kibiców. Nie tworzy to atmosfery wielkiego tenisowego święta, a przywodzi raczej na myśl gry treningowe.
Mimo wszystko polscy kibice tenisa byli bardzo ciekawi w jakiej formie jest Iga po dłuższej przerwie i po pierwszych tygodniach pracy pod okiem nowego trenera. Początek był dosyć rozczarowujący, bo Polka przegrała swój gem serwisowy do 30, a zdobytej na początku w ten sposób przewagi rywalka nie oddała już do samego końca pierwszej partii wygrywając ją 6:4. Drugi set zaczął się jeszcze gorzej. Krejcikova zdołała wyjść na prowadzenie 3:0, na co składały się aż dwa przełamania. W tym momencie wydało się, że Iga przyjechała do Rijadu zupełnie bez formy i poprawę jakości jej gry będziemy musieli poczekać aż do następnego sezonu. Tymczasem był to moment zwrotny ni tylko w drugim secie, ale w całym spotkaniu. Polka wygrała aż cztery kolejne gemy z rzędu, także dwukrotnie przełamując swoją rywalkę, a trzecie przełamanie dołożyła w gemie 14., wygrywając tę partię 7:5. Decydujący set to już popis naszej mistrzyni, która zwolniła tempo dopiero przy stanie 5:0, kiedy to oddała rywalce dwa gemy, ale wygrała całego seta 6 do 2.
Takie odwrócenie losów meczu to specjalność Igi Świątek, co jest doceniane przez kibiców tenisa na całym świecie. Wiadomo, że Polka nigdy się nie poddaje. Nawet, kiedy mecz wydaje się już spisany na straty, ona potrafi się odrodzić i grać zupełnie inaczej niż jeszcze kilka minut wcześniej.
Rywalizacja na pierwszym etapie WTA Finals odbywa się w dwóch grupach. W nich zawodniczki walczą systemem "każda z każdą". Do półfinałów awansują po dwie najlepsze z każdej grupy i wówczas stoczą pojedynki o udział w zaplanowanym na 9 listopada finale. W tej samej grupie (Pomarańczowej) co Polka i Czeszka są jeszcze Amerykanki Coco Gauff (3.) i Jessica Pegula (6.). W rozgranym dziś meczu Gauff gładko pokonała Pegulę 6:3, 6:2.
Z kolei pierwsze mecze "Grupy Fioletowej" rozegrano w sobotę. Liderka światowego rankingu Białorusinka Aryna Sabalenka wygrała z mistrzynią olimpijską Chinką Qinwen Zheng (7.) 6:3, 6:4, a mająca polskie korzenie Włoszka Jasmine Paolini (4.) pokonała reprezentującą Kazachstan Jelenę Rybakinę (5.) 7:6 (7-5), 6:4.
źr. wPolsce24