Szokująca historia: Psy goniły chłopca na hulajnodze. Czy potem zostały otrute?

Z tego tekstu dowiesz się:
-
W Brennej dwa psy zaatakowały chłopca jadącego na hulajnodze.
-
Zwierzęta wybiegły z posesji i goniły dziecko, które spadło do potoku.
-
Mieszkańcy twierdzą, że problem z tymi psami trwa od lat.
-
Właściciel mówi, że psy były wystawowe i nieagresywne, a posesja jest ogrodzona.
-
Kilka dni po incydencie psy zostały otrute – jedno zmarło, drugie jest sparaliżowane.
-
Policja prowadzi dwa postępowania – w sprawie ataku i otrucia psów.
Do mediów społecznościowych trafiło szokujące nagranie. Kamera monitoringu zarejestrowała jadącego na hulajnodze chłopca. W pewnym momencie w pościg za nim rzuciły się dwa duże psy, które wybiegły z jednej z posesji. Chłopiec zaczął uciekać, rzucając hulajnogę na ziemię, ale spadł ze skarpy do potoku.
To nie był pierwszy raz
Lokalny portal Echo Brennej, który jako pierwszy opublikował nagranie, poinformował, że wykonano je 10 października tego roku na ulicy Śniegociny. Echo Brennej poinformowało, że sprawa była wielokrotnie zgłaszana na policję, niestety bez efektów. Według informacji, do których dotarli dziennikarze, problem z tymi psami występował od trzech lat.
Jak informuje TVN 24, pod wpisem portalu odezwała się czytelniczka, która twierdzi, że jest ciotką zaatakowanego chłopca. Psy od lat wybiegają na drogę, a posesja nie jest ogrodzona. Mieszkańcy boją się tamtędy chodzić - dorośli schodzą na pobocze, dzieci zmieniają trasę, a starsze osoby omijają tę ulicę całkowicie. To mówi wszystko – napisała dodając, że jej bratanek miał ogromne szczęście, że nie został pogryziony.
Do sprawy odniósł się także w mediach społecznościowych wójt Brennej Andrzej Kozieł. Zachęcił poszkodowane osoby, by zgłosiły się na policję i przekazały jej nagranie. Raz trzeba poświęcić czas, żeby wyeliminować takie zdarzenia, zwłaszcza jeśli się powtarzają. Tym bardziej, że policja jako zadanie priorytetowe postawiła sobie eliminowanie wałęsających się psów – napisał.
Zawsze kombinują
Tymczasem do dziennikarzy portalu O2 zgłosił się właściciel tych zwierząt, którego tożsamość nie została ujawniona. Twierdzi, że po tym incydencie nikt nie zgłosił się do niego z pretensjami. Dodał, że rasa leonberger, do której należały jego psy, nie jest agresywna. To psy wystawowe – podkreślił. Leonberger jest psem potężnym, wzbudzającym respekt swoją posturą, jednocześnie o łagodnym charakterze bez tendencji do dominacji. Są to psy towarzyskie, przyjazne do ludzi, ale w razie potrzeby wystąpią w obronie swojej ludzkiej rodziny – przytacza opinię Polskiego Klubu Leonbergera portal O2. Psy tej rasy mają do 80 cm wysokości i do 75 kg masy.
Właściciel czworonogów poinformował także, że jego posesja jest ogrodzona. Zapytany o to, w jaki sposób znalazły się na ulicy, stwierdził, że one zawsze kombinują. Dodał, że w ciągu czterech lat były trzy zgłoszenia dotyczące jego pupili.
Ktoś miał je otruć
Właściciel psów poinformował, że wkrótce po tym incydencie jego zwierzęta zostały otrute przy pomocy trutki na ślimaki. - Psy były w stanie agonalnym. Miały totalny paraliż, ślinotok. Pojechaliśmy do weterynarza. Zawieźliśmy je do szpitala. U młodszej powiedzieli, że wątroby i nerek nie ma. Rano zadzwonili, że zatrzymało się serce, wnętrzności wybuchły. Drugi pies jest w stanie normalnym, ale ma niedowład tylnych łap – powiedział dziennikarzom. Dodał, że powiadomił o tym policję, a ta zabezpieczyła próbki karmy z trutką, którą rozsypano na jego posesji. Do otrucia miało dojść 19 listopada.
Dwie sprawy
W rozmowie z O2 podkomisarz Krzysztof Pawlik z Komendy Powiatowej Policji w Cieszynie poinformował, że są prowadzone dwa postępowania w tej sprawie. W sprawie ataku na chłopca postępowanie jest prowadzone pod kątem wykroczenia z art. 77 par. 2 kodeksu wykroczeń, który mówi, że kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, które swoim zachowaniem stwarza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia człowieka, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny albo karze nagany.
Jeśli chodzi o sprawę otrucia psów, postępowanie jest prowadzone pod nadzorem cieszyńskiej prokuratury z art. 41 par. 1 ustawy o ochronie zwierząt. Czynności są w toku – powiedział portalowi policjant.
Pawlik podkreślił, że na razie postępowanie jest prowadzone „w sprawie” i nikt nie usłyszał jeszcze zarzutów. Dodał, że policja ustala dalsze szczegółowe okoliczności zdarzenia.
źr. wPolsce24 za TVN24, O2










