Palarnia na Okęciu jak szklana pułapka. Pasażerowie poszli na papierosa i ... nie zdążyli na samolot

Historię, która wydarzyła się na początku października, opisuje olsztyński dodatek „Gazety Wyborczej”.
Bohaterowie to Aleksandra i Michał. Mieli lecieć Wizz Airem z Warszawy do Londynu. Na lotnisku pojawili się 2,5 godziny przed wylotem.
Kiedy dowiedzieli się, że ich lot będzie opóźniony, poszli do palarni znajdującej się w pobliżu bramki, przy której mieli się stawić.
Nerwowa szarpanina
Po kilku minutach zorientowali się, że zostali uwięzieni - automatyczne drzwi, które chwilę wcześniej działały bez zarzutu, teraz ani drgną. Nerwowo usiłowali się wydostać, w międzyczasie obserwując, jak formuje się kolejka i kolejne osoby wchodzą do ich samolotu.
Próbowali rozsunąć drzwi na siłę, ale bez skutku. Na domiar złego nikt - żaden z pasażerów ani pracowników lotniska – nie zauważył, że w palarni dzieje się coś złego.
Dopiero przed samym końcem boardingu ktoś z obsługi lotu podszedł do palarni, zapytał uwięzionych, czy lecą do Londynu i…odszedł.
Po 30 minutach od chwili zatrzaśnięcia do palarni przyszedł pracownik ochrony, który po kilku minutach szarpania z drzwiami uwolnił nieszczęśników. Ale samolot do Londynu zdążył już odlecieć.
Para zrezygnowała więc z podróży, a dwa tygodnie później wysłała skargę do zarządzającego lotniskiem PPL.
Zgoda na zadośćuczynienie
Spółka potwierdziła co prawda, że takie zdarzenie miało miejsce, ale nie poczuwa się do odpowiedzialności.
„W takiej sytuacji drzwi powinny otworzyć się automatycznie i bez trudności przy użyciu siły ludzkiej. Jednakże w wyniku zaistniałych okoliczności, osoby znajdujące się wewnątrz prawdopodobnie zastosowały zbyt dużą siłę, naciskając na drzwi w sposób prostopadły do ich kierunku otwierania. To spowodowało ich nieprawidłowe przesunięcie z prowadnic rolkowych, co w efekcie doprowadziło do całkowitego zablokowania mechanizmu otwierania” – tłumaczy PPL.
Zarządca lotniska dodaje, że była to pierwsza tego typu sytuacja w zainstalowanej w 2022 roku palarni.
PPL zaś postanowił jednak pokryć koszt biletów lotniczych, biletów na pociąg do domu pechowych pasażerów i wizy do Wielkiej Brytanii. W sumie: 624 zł.
Na większe zadośćuczynienie PPL się nie zgodził, uznając, że sytuacja nie była wynikiem zaniedbania ze strony portu, a wszelkie procedury serwisowe zostały dochowane. Pasażerowie zaś odpuścili dalszą walkę o większe zadośćuczynienie.
źr. wPolsce24 za fly4free











