Oświadczenie matki Zdzisława Kurskiego: Mój syn jest ofiarą
Mój syn jest ofiarą skonkonfabulowanych oskarżeń chorej, leczącej się psychiatrycznie dziewczyny oraz jej ojca, który w ten sposób mści się za nieuleganie jego szantażom. Na konfabulacje te nie dała się dwukrotnie nabrać zarówno Prokuratura w Gdańsku, jak i (po raz trzeci) 29 listopada br. pod rządami ministra Bodnara Prokuratura Okręgowa w Poznaniu, odmawiając wszczęcia śledztwa wobec pań prokurator, które dwukrotnie prawomocnie umorzyły sprawę.
Wszystko w tej sprawie jest manipulacją. Dobrym przykładem jest kłamliwe wykorzystywanie fragmentu mojego listu z 2015 r. jako rzekomego potwierdzenia zarzutów wobec mojego syna. List jest dowodem na tezę dokładnie odwrotną: że żadnego gwałtu nie było.
Jest bowiem odpowiedzą na list matki Magdaleny do mnie, w którym pisze ona o rzekomym „molestowaniu” ale „bez naruszania”. To „bez naruszenia” zostało w tym liście bardzo wyraźnie zaakcentowane, zatem wszystkie opowieści opublikowane w „Gazecie Wyborczej”, które pojawiły się po ponad 5 latach o rzekomym gwałcie są po prostu zmyślone.
Ze względu na fakt, iż jestem osobą ufną, empatyczną, lojalną wobec ówczesnych przyjaciół, wzmianka nawet o niedookreślonym „molestowaniu bez naruszania” wstrząsnęła mną. Stąd moje słowa o tym, że należy powiadomić o stosowne organa. Słowa te były podyktowane sercem, emocją i empatią, tymczasem okazało się, że kierowałam je do ludzi, prowadzących już wtedy grę nastawioną na szantaż i korzyści materialne, a w przypadku ich nieuzyskania - na zemstę.
Tłem sprawy jest przeszłość. Jacek Kurski przez kilkanaście lat wspierał życiowo i po przyjacielsku Lucjana Nowakowskiego, co zapewniało tej rodzinie życiowy komfort. W 2015 roku to się jednak skończyło wraz z ostatnim wpływem z odpraw, po tym jak rok wcześniej L. Nowakowski został wyrzucony z Parlamentu Europejskiego.
I dokładnie wtedy zaczęła się „afera molestowania” oraz eskalacja tej afery proporcjonalnie do żądań materialnych. W 2015 roku w mailu od Anny Nowakowskiej jest mowa o „molestowaniu bez naruszenia”. Następnie, po tym jak PiS wygrał wybory, pojawił się już wniosek do prokuratury, za chwilę zaś - kolejne żądania ze strony Nowakowskiego dochodowych stanowisk w spółkach Skarbu Państwa.
Kiedy szantaże te okazały się nieskuteczne, po pięciu latach nastąpił wściekły atak „Wyborczej”, już nie o „molestowaniu bez naruszenia”, lecz rozbudowana, na wielu kolumnach, wulgarna konfabulacja o gwałcie, „wkładaniu członka w każdą dziurę: w pupę, w pochwę, w usta”, o powtarzaniu tego, „aż się nasycił”, itd. Była to oczywista eskalacja zemsty.
W świetle tych doświadczeń nie wierzę w ani jedno słowo z tamtego listu Anny Nowakowskiej, w tym również o „molestowaniu bez naruszenia”. Dzisiaj widząc perfidną grę i kalkulację drugiej strony, swoją ówczesną odpowiedź oceniam jako naiwny gest empatii wobec ludzi, którzy mieli plan wyłudzenia i szantaży opartych na krzywdzie swojego dziecka, do której najprawdopodobniej sami doprowadzili. Nie neguję kwestii problemu Magdaleny Nowakowskiej, ale uważam, że jego przyczyn należy szukać w samej rodzinie, zwłaszcza w bardzo dziwnej relacji Magdaleny Nowakowskiej i jej siostry Sylwii z ojcem. Wiele mówi fakt, że kilka lat po sfingowaniu przez Nowakowskich afery przeciwko mojemu synowi matka Magdaleny rozwiodła się Lucjanem Nowakowskim i zmieniła nazwisko.
Proszę wszystkich, którzy to robią dla swoich politycznych celów, by przestali zaszczuwać mojego syna.
Monika, matka Zdzisława Kurskiego
Gdańsk, 12.12.2024