Liczyłeś na bon ciepłowniczy? Zamiast pomocy wszedł bubel, który nie działa! "Tracimy nie tylko czas, ale także i pieniądze"

Bon ciepłowniczy – komu miał pomagać
Samorządy narzekają, że tracą czas i jednocześnie pieniądze, bo złożone wnioski trzeba przeanalizować i sprawdzić, choć z góry wiadomo, że progi są tak skonstruowane, że o realną pomoc nie da się zawalczyć.
W zamyśle rządzących, bon ciepłowniczy miał być nowym świadczeniem dla gospodarstw domowych o niskich dochodach, korzystających z ciepła systemowego i płacących wysoką cenę za gigadżul energii. Wsparcie ma być przyznawane dwukrotnie – za drugą połowę 2025 r. od 500 do 1750 zł oraz za cały 2026 r. od 1000 do 3500 zł, co w sumie miał dać nawet 5250 zł pomocy dla najbardziej obciążonych rachunkami rodzin.
Aby otrzymać bon, trzeba spełnić kilka warunków jednocześnie: zmieścić się w kryterium dochodowym (ok. 3200–3272 zł dla singla i ok. 2300–2450 zł na osobę w gospodarstwie wieloosobowym), korzystać z ciepła z sieci oraz ponosić koszt powyżej 170 zł za 1 GJ. To połączenie progów dochodowych i cenowych sprawia, że świadczenie trafia wyłącznie do wąskiej grupy gospodarstw domowych w określonych systemach ciepłowniczych.
Dlaczego gminy mówią o „pułapce finansowej”?
Samorządy wskazują, że ustawodawca nałożył na nie obowiązek zorganizowania całego procesu – od wydania zarządzenia, przez powołanie zespołu i uruchomienie naboru, po weryfikację wniosków – nawet w gminach, gdzie nie ma szans na wypłatę choćby jednego bonu. Dotyczy to m.in. miejscowości, w których nie funkcjonuje żadne przedsiębiorstwo ciepłownicze w rozumieniu ustawy albo cena ciepła nie przekracza 170 zł/GJ, przez co mieszkańcy z automatu wypadają z programu.
Efekt jest taki, że urzędnicy poświęcają czas na przyjmowanie i analizowanie wniosków, które muszą zakończyć się odmową, a gminy ponoszą koszty organizacyjne, nie uzyskując w zamian żadnego efektu społecznego. Samorządy podkreślają, że system przewiduje rekompensaty za obsługę wypłat, ale tylko tam, gdzie faktycznie dojdzie do przyznania bonów, co oznacza, że gminy „bezbonowe” zostają z nieopłacaną biurokracją.
Kryteria, które wykluczają całe miejscowości
Kluczowym problemem jest zapis, że bon przysługuje wyłącznie gospodarstwom korzystającym z ciepła systemowego o cenie powyżej 170 zł/GJ, przy jednoczesnym spełnieniu wymogu dochodowego. W wielu mniejszych gminach mieszkańcy ogrzewają się indywidualnie (gaz, węgiel, pelet, piece na ekogroszek czy pompy ciepła), albo korzystają z lokalnych kotłowni, które nie mieszczą się w definicji systemu ciepłowniczego z ustawy.
Paradoks polega na tym, że tam, gdzie samorządom udało się utrzymać relatywnie niższe taryfy za ciepło, mieszkańcy są z automatu pozbawieni prawa do bonu, ponieważ cena nie przekracza ustawowego progu. W praktyce oznacza to, że program w większym stopniu wspiera gospodarstwa w droższych systemach ciepłowniczych, a pomija tych, którzy również odczuwają skutki inflacji i wysokich kosztów energii, ale funkcjonują w innych modelach ogrzewania.
Reakcja rządu na skargi samorządów
Ministerstwo Energii tłumaczy, że zaprojektowało bon ciepłowniczy jako działanie doraźne, ukierunkowane na najbardziej potrzebujące gospodarstwa dotknięte wysokimi kosztami ciepła systemowego, a kryteria mają zapobiegać „rozlewaniu się” pomocy na osoby o wyższych dochodach. Resort wskazuje też, że zasady refundacji kosztów obsługi przez gminy są analogiczne jak przy wcześniejszym bonie energetycznym, a łączny budżet programu wraz z obsługą samorządów to ok. 885 mln zł w 2026 r.
Jednocześnie rząd przygotował nowelizację ustawy, która ma zwolnić z obowiązku rozpatrywania wniosków te gminy, na których terenie nie ma systemów ciepłowniczych albo cena ciepła nie przekracza 170 zł/GJ, co ma ograniczyć liczbę „martwych” naborów. Samorządy podkreślają jednak, że zmiany przyszły dopiero po fali krytyki i że pierwotna konstrukcja przepisów przerzuciła na nie koszty oraz odpowiedzialność za błędy legislacyjne przy projektowaniu bonu ciepłowniczego.
Co dalej z pomocą na ciepło
Eksperci rynku energetycznego zwracają uwagę, że bon ciepłowniczy jest kolejnym czasowym mechanizmem wsparcia, który nie zastępuje długofalowej polityki stabilizacji cen energii i modernizacji systemów ciepłowniczych. Ich zdaniem lepszym rozwiązaniem byłoby uproszczenie kryteriów, szersze objęcie gospodarstw o niskich dochodach oraz powiązanie pomocy z inwestycjami w efektywność energetyczną, a nie wyłącznie z aktualną ceną za gigadżul.
Samorządy apelują, by przyszłe programy osłonowe były konsultowane z gminami na etapie projektu, tak aby uniknąć sytuacji, w której urzędy pracują nad setkami bezskutecznych wniosków, a mieszkańcy są rozczarowani brakiem realnej pomocy. Dla wielu rodzin bon ciepłowniczy pozostaje bowiem nie tyle szansą na niższe rachunki, co symbolem skomplikowanego systemu, w którym wsparcie często zatrzymuje się na poziomie dobrze brzmiącej nazwy programu.
źr. wPolsce24 za Money.pl/DGP











