Angela Merkel w ogniu krytyki po słowach na temat roli Polski. Oburzeni nie tylko Polacy. „Najbardziej szkodzący Europie polityk”

Rozmawiając z węgierskim portalem, była kanclerz Niemiec odwołała się do szczytu, który chciała organizować w czerwcu 2021 roku. W tamtym czasie pomysłu na rozmowy z rosyjskim przywódcą Władimirem Putinem nie akceptował nikt oprócz Francji. Przeciwnego zdania było kilkanaście państw, w tym Litwa, Łotwa, Estonia, Szwecja, Finlandia, Dania, Holandia, Rumunia, Bułgaria i Polska.
Według Merkel to właśnie fiasko tej propozycji przyczyniło się do pogłębienia kryzysu z Rosją.
"Bild" dopowiedział, o co chodzi
- W czerwcu 2021 r. wyczuwałam, że Putin nie traktuje już poważnie Porozumienia Mińskiego, dlatego zaproponowałam nowy format, w którego ramach z Putinem mogłaby rozmawiać bezpośrednio UE. Niektórzy nie poparli tej decyzji. Były to przede wszystkim kraje bałtyckie, ale przeciwna była także Polska. W każdym razie nie doszło to do skutku. Następnie odeszłam ze stanowiska i wtedy rozpoczęła się agresja Putina – wspominała Angela Merkel.
Relacjonując wywiad niemiecki tabloid „Bild”, zinterpretował jej słowa, pisząc: „Merkel obarczyła Polskę i państwa bałtyckie współodpowiedzialnością za zerwanie stosunków dyplomatycznych między Rosją a Unią Europejską, a pośrednio także za rosyjską agresję na Ukrainę kilka miesięcy później.”
Czy niemiecki dziennik miał rację, artykułując wprost to, czego niezwykle doświadczonej niemieckiej polityk nie wypadało powiedzieć? Jakkolwiek było, słowa te wywołały medialno-polityczną burzę.
Morawiecki: Bezmyślny wywiad
Szybko zareagowali polscy politycy i komentatorzy, którzy zaczęli przypominać pani kanclerz fakty, o których ona sama wolałaby zapewne nie pamiętać.
„Unia była wtedy o krok od historycznej kompromitacji na miarę Monachium 1938. Chcieli szczytu UE-Rosja, na którym Putin dostałby zielone światło do politycznego podporządkowania Ukrainy i dokończenia #NordStream2.” - przypomniał obecny poseł PiS Paweł Jabłoński, a w tamtym czasie wiceminister spraw zagranicznych.
„Jak Merkel mówi, że chciała się ponownie dogadać z Putinem, to pewnie stanęłoby na rozbiorze Ukrainy! Oni nie rozumieją, że przez robienie interesów z Putinem doprowadzili do wojny!” - komentował jego partyjny kolega Waldemar Buda, zasiadający w Parlamencie Europejskim.
Najmocniej bodaj zareagował były premier Mateusz Morawiecki: „Angela Merkel swoim bezmyślnym wywiadem dowiodła, że jest w czołówce najbardziej szkodzących Europie polityków niemieckich w ostatnim stuleciu” – napisał na platformie X.
"Ma krew na rękach"
W podobnym duchu, lecz w dużo ostrzejszych słowach komentował intencje pani kanclerz Branislav Slantchev, politolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego.
„Merkel jest jednym z głównych architektów wojny. Jej naiwny pomysł, by sprzedać Ukrainę w zamian za tani gaz z Rosji w czasie pokoju, nie tylko się nie powiódł, wręcz sprawił, że wojna stała się nieunikniona. Ma krew na rękach i zostanie zapamiętana ze swojej dwulicowości”.
„To jest nowe i niestety bardzo słabe ze strony Angeli Merkel: obwinianie państw bałtyckich i Polski za to, że Rosja wywołała imperialną wojnę. Niestety, rzuca to cień na cały okres jej urzędowania jako kanclerza Niemiec. Nie będę tu nawet wspominać o Nord Stream” – skrytykował wynurzenia byłej kanclerz Niemiec estoński dziennikarz i parlamentarzysta Marko Mihkelson.
„Matka chrzestna Nordstream 2 i europejskich ustępstw wobec Rosji” – wypominał politykę niemieckiej kanclerz Jakub Janda, dyrektor think tanku European Values w Pradze.
źr. wPolsce24 za X