Niemcy grożą Polsce po zwycięstwie Karola Nawrockiego. Skandaliczne słowa

Körner pisze, że „okres ochronny dla Polski się skończył”, a jeśli wybrany przez polskich obywateli prezydent nie podporządkuje się wymaganym „reformom” w duchu UE, fundusze unijne mają zostać ponownie zamrożone.
Straszenie Polaków, używanie języka sankcji i szantażu finansowego za wybory demokratyczne i wynikające z nich decyzje, to coś, co powinno budzić sprzeciw każdej osoby szanującej podstawowe zasady suwerenności narodowej i demokracji.
"Wotum zaufania, jakie Polska otrzymała po wyborach parlamentarnych, wyczerpało się. Okres karencji w rozwiązywaniu problemów z praworządnością w Polsce dobiegł końca. Rząd polski musi teraz uchwalić wszystkie ustawy, które przywrócą rządy prawa w Polsce. Jeśli nowo wybrany prezydent zbojkotuje niezbędne reformy praworządności swoim wetem, UE będzie musiała ponownie zamrozić fundusze dla Polski. Ursula von der Leyen musi jasno powiedzieć, że jeśli Polacy będą chcieli kontynuacji polityki bojkotu, to otrzymają kontynuację sankcji. Wina leży zatem po stronie prezydenta" - takie dokładnie słowa napisał nieopierzony niemiecki polityk na X.
Warto nieustannie przypominać, że sposób organizacji sądownictwa należy do wyłącznych kompetencji państw członkowskich – i nie jest przedmiotem traktatów unijnych. Polska, podobnie jak Niemcy, ma prawo decydować o strukturze swojego wymiaru sprawiedliwości, w zgodzie z własną konstytucją i wolą obywateli. Próba ingerowania w ten proces z zewnątrz to nie tylko przejaw braku szacunku, ale też jawne naruszenie ducha współpracy unijnej.
Czy młody europoseł FDP naprawdę wierzy, że groźby i pogarda wobec demokratycznych decyzji Polaków to sposób na budowanie wspólnoty? A może raczej ujawnia się tu stary, znany z historii paternalizm wobec Europy Środkowo-Wschodniej?
Jedno jest pewne: Polska nie potrzebuje protektoratu ani kuratora z Berlina.
źr. wPolsce24 za X