Wojna celna nabiera tempa: USA świętują, Chiny się mszczą, a Francja płacze

Zdaniem wiceprezydenta USA J.D. Vance’a, celem nowej polityki celnej jest odbudowa krajowej produkcji i odzyskanie miejsc pracy, które przez dekady wypływały za granicę, głównie do Chin. — "To jak pacjent, który był bardzo chory. Przeprowadziliśmy operację, a teraz czas na rekonwalescencję" — powiedział w wywiadzie dla Newsmax. Choć amerykańska giełda zareagowała początkowo spadkami, administracja Trumpa wierzy, że efektem długofalowym będzie boom inwestycyjny i wzmocnienie klasy średniej.
Vance odpiera zarzuty, jakoby działania te były pochopne lub nieprzemyślane. Podkreśla, że obiecywano to już w kampanii wyborczej i teraz ta polityka jest realizowana — wbrew oporowi nawet niektórych republikanów, jak senator Chuck Grassley, który obawia się o przyszłość amerykańskich rolników. Vance odpowiada jasno: — "Sprawiedliwość to nazwa tej gry."
Chiński odwet bez kompromisów
Chińska odpowiedź nie pozostawia złudzeń. Od 10 kwietnia wszystkie towary importowane ze Stanów Zjednoczonych objęte zostaną dodatkowymi cłami w wysokości 34 proc. Pekin złożył także oficjalny pozew do Światowej Organizacji Handlu, zarzucając USA złamanie zasad międzynarodowego handlu oraz oskarżając Waszyngton o „jednostronne zastraszanie”.
To jednak nie wszystko. Chińskie Ministerstwo Handlu ogłosiło również wprowadzenie kontroli eksportu na siedem strategicznych pierwiastków ziem rzadkich oraz wpisanie 16 amerykańskich firm na czarną listę podmiotów zagrażających „bezpieczeństwu narodowemu”. W praktyce oznacza to natychmiastowy zakaz eksportu do takich firm jak High Point Aerotechnologies czy Universal Logistics.
Francja: łzy zamiast strategii
W Europie z kolei rośnie niepokój. Premier Francji Francois Bayrou otwarcie nazwał decyzję USA „katastrofą dla wszystkich” i zapowiedział działania, mające na celu zminimalizowanie skutków dla francuskich konsumentów i eksporterów. Szczególnie zagrożony jest sektor rolno-spożywczy oraz winiarski, w którym pracę mogą stracić dziesiątki tysięcy osób.
Minister gospodarki Eric Lombard ostrzegł, że w obliczu spadku PKB i dochodów, rząd może być zmuszony zrezygnować z planu ograniczenia deficytu budżetowego. Choć oficjalnie cel 5,4 proc. PKB na ten rok wciąż obowiązuje, coraz głośniejsze są głosy, że kryzys może wymusić rewizję tej strategii.
Globalny reset czy przepis na chaos?
Zamiast przynieść większą równowagę w handlu międzynarodowym, decyzja USA wywołała efekt domina, który może nie tylko spowolnić globalny wzrost gospodarczy, ale także zburzyć delikatny balans geopolityczny. Amerykański triumfalizm, chińska asertywność i europejski alarm to trzy oblicza tego samego kryzysu — który dopiero się rozpędza.
źr. wPolsce24 za PAP/newsmax.com