Więcej na rosyjskie paliwa niż na pomoc Ukrainie. Komisarz UE ujawnia brutalną prawdę

Brutalnie szczere słowa padły w kontekście rozmów o przyszłości energetycznej Unii. Jorgensen rozważa zwiększenie importu amerykańskiego gazu LNG, który już dziś stanowi 45 proc. unijnego importu tego surowca. Wartość dostaw w 2024 roku wyniosła 13 miliardów dolarów.
Pomysł zakupu większej ilości gazu z USA to reakcja na... politykę celną Donalda Trumpa, który zawiesił część ceł na towary z krajów mających deficyt handlowy wobec USA — z wyjątkiem Chin. W tle tej decyzji rozgrywa się energetyczna szachownica, na której Europa wciąż musi lawirować między deklarowaną niezależnością energetyczną a rzeczywistością.
"Istnieje potencjał, abyśmy kupowali więcej LNG ze Stanów Zjednoczonych, ale oczywiście musi to odbywać się na warunkach zgodnych z naszą transformacją energetyczną" — powiedział Jorgensen, ale nie sprecyzował, czy pochodzące z Rosji paliwa są tam produkowane zgodnie z unijnym ekologicznymi standardami.
Zielone marzenia kontra brutalne liczby
Komisja Europejska spodziewa się, że w 2025 roku zostanie zainstalowana rekordowa moc odnawialnych źródeł energii – aż 89 GW, z czego 70 GW pochodzić ma z fotowoltaiki, a 19 GW z energetyki wiatrowej. Mimo to UE wciąż nie uniezależniła się od surowców z Rosji — i jak wynika z wypowiedzi komisarza, skala tej zależności pozostaje druzgocąca.
To właśnie to jedno zdanie, wypowiedziane niepozornie w wywiadzie, rzuca cień na całą narrację europejskich deklaracji wsparcia dla Ukrainy:
„Od 2022 r. UE wydała więcej pieniędzy na zakup paliw kopalnych z Rosji, niż przekazała środków na pomoc Ukrainie”.
Kryzys wiarygodności Zachodu?
Słowa Jorgensena mogą okazać się wodą na młyn dla krytyków unijnej polityki zagranicznej i energetycznej. Obnażają trudną do pogodzenia sprzeczność: z jednej strony deklaratywne poparcie dla Ukrainy, z drugiej — realne uzależnienie gospodarcze od rosyjskich surowców.
Choć Bruksela podejmuje kroki w stronę zielonej transformacji, faktyczne odcięcie się od paliw kopalnych z Rosji postępuje powoli. Tymczasem dla Kremla każdy miliard euro z eksportu gazu czy ropy to realne środki na dalsze prowadzenie wojny.
źr. wPolsce24 za PAP