Szokujące ustalenia. Pacjenci płacili za operacje w publicznym szpitalu

- Dysponujemy nagraniem, na którym prof. Durlik, przyjmując pacjenta w swoim prywatnym gabinecie, stawia sprawę jasno: wpłata ok. 20 tys. zł na fundację warunkuje przeprowadzenie operacji w lepszy dla pacjenta sposób - czytamy w artykule Patryka Słowika i Jakuba Styczyńskiego.
Zarejestrowane przez pacjenta w szczegółach opisuje pokazuje jak wyglądał cały proceder.
"Biopsja wycinająca jest panu potrzebna, a nie żadna biopsja, tak? Rozumiemy się. To jest niewielki ryzyko zabiegu, wyciąć tę zmianę z marginesem, czyli z ogonem trzustki, zaoszczędzić naczynia. Jeżeli się da taka operację zrobić za pomocą robota da Vinci. Proszę pana, skierowanie do szpitala karta DiLO i pan przyjedzie do mnie o 8.00 któregoś dnia, zapiszemy pana na operację dobrze? (...)Aha, operacja robotem da Vinci łączy się z dopłatą na fundację jeszcze. Około 20 tys. Niestety, nie jest to mało, ale te narzędzia są bardzo drogie, my je kupujemy. To nie jest refundowane przez NFZ. Termin jest ok miesiąca." - mówi profesor Durlik podczas rozmowy ze swoi pacjentem.
Pieniądze dla fundacji
Szokuje, że lekarz w tak bezpośredni sposób mówi o konieczności uiszczeniu dodatkowej opłaty na rzecz Fundacji przy CSK MSWiA za zabieg, który w publicznej placówce powinien być bezpłatny. Pie
Dziennikarze Wirtualnej Polski prześledzili wydatki fundacji i faktycznie, większa ich część przekazywana jest na działalność szpitala, w tym na zakup narzędzi do robota da Vinci, ale na liście jej zakupów są takie wydatki jak ekspres do kawy za blisko 9 tys. złotych, czy zagraniczne wyjazdy pracowników szpitala.
Słowik i Styczyński zwracają jednak uwagę na jeszcze jedną kwestię. Pacjenci, którzy nie zdecydowali się na wpłatę zazwyczaj byli operowani w tradycyjny, dużo bardziej inwazyjny sposób.
Wszyscy eksperci, z którymi rozmawiali dziennikarze WP.PL, jasno zaznaczają że to sytuacja skandaliczna, do której nigdy nie powinno dojść.
Minister Zdrowia zareaguje?
Reporterzy dotarli też do minister zdrowia Izabeli Leszczyny, która również potępiła zachowanie profesora. W rozmowie z redakcją Wirtualnej Polski zaznacza jednak, że PIM MSWiA nie podlega nadzorowi ministra zdrowia (zgodnie z art. 4 ustawy o Państwowym Instytucie Medycznym MSWiA podlega temu drugiemu resortowi), ale fundacja już tak.
- To niedopuszczalne. Nie może być tak, że pacjent korzystający z usług publicznego szpitala, operowany na publicznym sprzęcie przez lekarza opłacanego ze środków publicznych, musi dopłacać do operacji - powiedziała Leszczyna i zapowiedziała kontrolę.
Pytanie, czy PIM MSWiA jest wyjątkiem, czy takie sytuacje zdarzają się też w innych placówkach.
źr. wPolsce24 za wp.pl