Z dnia na dzień zniknął oddział szpitalny dla poparzonych dzieci. Rodzice w rozpaczy: „Nie mamy dokąd iść!”
- Rodzice dzieci leczonych w krakowskim szpitalu Prokocim dowiedzieli się o zamknięciu oddziału rekonstrukcji i leczenia oparzeń… przypadkiem.
- Lekarze-specjaliści zostali przeniesieni, kierowniczka oddziału zwolniona.
- Szpital twierdzi, że oddział „połączono” z chirurgią dziecięcą.
- Dla rodziców i pacjentów to jednak dramat – dzieci wymagają dalszych operacji, a nikt nie chce się ich podjąć.
- Terminy w innych placówkach? Nawet na 2028 rok.
Władze szpitala zapewniają, że „oddział nie został zlikwidowany”, a jedynie połączony z chirurgią dziecięcą. Dla rodziców i lekarzy oznacza to jednak jedno – faktyczne zamknięcie wyspecjalizowanej jednostki.
„Dowiedzieliśmy się przypadkiem”
O tym, że oddział już nie istnieje, rodzice dowiedzieli się... podczas umówionych wizyt.
– Pojechaliśmy na zaplanowaną konsultację. Córka miała mieć napełniony ekspander. Okazało się, że pani doktor została zwolniona, a oddział zamknięty – opowiada jeden z ojców.
Inni rodzice dowiedzieli się o „reorganizacji” z mediów społecznościowych.
– Nie dostaliśmy żadnej informacji, żadnego maila. Nie wiemy, gdzie mamy kontynuować leczenie, kto zajmie się naszym synem – mówią rozgoryczeni.
Szpital milczy
Reporterzy próbowali uzyskać komentarz władz placówki. Rzeczniczka szpitala odpowiedziała jedynie krótkim mailem, w którym stwierdziła, że oddział został połączony z innym, a jego lekarze nadal pracują w placówce.
Według rodziców rzeczywistość wygląda inaczej – kierowniczka oddziału została zwolniona, a specjaliści rozproszeni po innych jednostkach.
– Jeden trafił na chirurgię ogólną, inny na SOR. Tymczasem nowi lekarze nie mają doświadczenia w tak trudnych zabiegach – mówi jeden z rodziców.
„Nie ma kto ściągnąć ekspandera”
Dla wielu rodzin to dramat – dzieci wymagają dalszych operacji i specjalistycznej opieki, której nikt nie chce się podjąć.
– Córka ma ekspander w głowie, nikt nie chce tego ściągnąć. Szpital nas nie informuje, co dalej – mówi matka jednej z pacjentek.
Rodzicom zaproponowano przeniesienie leczenia do innego krakowskiego szpitala. Problem w tym, że pierwsze wolne terminy to... 2028 rok.
– Jak dziecko z ciężkimi oparzeniami ma czekać trzy lata? – pytają zrozpaczeni.
„Łączenie” zamiast zamykania
W ostatnich miesiącach coraz częściej słyszymy o „łączeniu” czy „reorganizacji” wyspecjalizowanych oddziałów w polskich szpitalach. Oficjalnie nic się nie likwiduje – tylko „integruje”. Na papierze wszystko wygląda dobrze.
W praktyce jednak – pacjenci tracą dostęp do leczenia, a lekarze odchodzą.
– Sztuka jest sztuka – mówią rodzice. – Szkoda tylko, że za tę biurokratyczną nowomowę płacą najmłodsi pacjenci.
Rodzice apelują o pomoc
Rodziny dzieci leczonych w Prokocimiu proszą o interwencję premiera i prezydenta.
– Zostaliśmy sami. To są chore dzieci, często po ciężkich urazach. One nie mogą czekać – apelują.
Zapraszamy do obejrzenia materiału z Wiadomości wPolsce24.
źr. wPolsce24








