Sfingował utonięcie, by uciec od rodziny. Teraz usłyszał za to zarzuty
11 sierpnia Ryan Borgwart z miasta Watertown udał się z rodziną – żoną i trójką dzieci - do kościoła. Wieczorem pojechał nad jezioro Green Lake, oddalone o ok. 80 km. Miał je wybrać, bo to najgłębsze jezioro w tym stanie. Następnie wypłynął na środek jeziora kajakiem. Napompował ponton, przesiadł się do niego i wywrócił kajak do góry dnem. Następnie popłynął do brzegu, wrzucając po drodze do wody swój telefon, podpisane pudełko na przynęty wędkarskie i inne przedmioty, które go identyfikowały. Niemal się nie utopił, gdy utknął w błocie, a potem miał problem z usunięciem błotnistych śladów stóp z szosy. Bał się, że wzbudzą podejrzenia.
Wzbudził podejrzenia
Dzień później rodzina zgłosiła jego zaginięcie. Biuro Szeryfa hrabstwa Green Lake szukało jego zwłok przez 7 tygodni, pomagały w tym setki wolontariuszy. Wydało na to 35 tysięcy dolarów. Wkrótce potem śledczy zaczęli jednak podejrzewać, że ta sprawa wcale nie jest taka oczywista, jak się wydaje, a zaginiony mężczyzna wcale się nie utopił.
W śledztwie, w którym pomagało FBI i Homeland Security, ustalono, że znaleziono zdjęcia paszportowe i zapytania o przelewanie pieniędzy do zagranicznych banków. Ustalono też, że w styczniu wykupił polisę na życie o wartości 375 tys. dolarów, którego beneficjentami była jego rodzina. Odkryto także, że miał kontakt z kobietą z Kazachstanu.
Wkrótce potem śledczym udało się ustalić przebieg zdarzeń. Po sfingowaniu własnej śmierci, Borgwardt wsiadł na rower elektryczny i przejechał nim ponad sto kilometrów do miasta Madison, gdzie wsiadł do autobusu do Toronto. Tu okazało się, że jego plan miał słaby punkt. Miał bowiem problem z przekroczeniem granicy, bo wyrzucił do jeziora swoje prawo jazdy. Celnicy jednak w końcu go wpuścili, więc wsiadł w samolot lecący do Paryża. Stamtąd poleciał do bliżej niesprecyzowanego kraju w Azji, gdzie odebrała go kobieta z Kazachstanu. Policja nie ujawniła, czy mieli romans, ale wiadomo, że spędził z nią kilka dni w hotelu. Następnie para udała się do Gruzji.
Dał się skłonić do powrotu
Tam śledczym udało się namierzyć towarzyszącą mu kobietę, a ona skontaktowała ich z „zaginionym”. Nie wiadomo, co powiedział mu szeryf, ale dał radę skłonić go do dobrowolnego powrotu do USA i oddania się w ręce policji. Na konferencji prasowej powiedział, że zdecydowali, że tego nie ujawnią, a cieszy ich głównie to, że dzieci odzyskają ojca. Dodał, że jego rodzina bardzo ciężko przeżyła jego „śmierć”.
Borgwardt usłyszał zarzut utrudniania pracy organów ścigania, za który grozi mu 10 tys. dolarów kary i 9 miesięcy więzienia. Mężczyzna nie przyznał się do winy i stwierdził, że będzie bronił się sam, bo nie stać go na prawnika. Kiedy sędzia wyznaczył kaucję na 500 dolarów, przyznał, że zostało mu zaledwie 20 dolarów w portfelu. Na sali sądowej byli obecni jego rodzice, ale nie porozmawiali z nim i wyszli innym wyjściem. Wcześniej mężczyzna przyznał śledczym, że zostawienie laptopa było błędem, ale uznał, że tak będzie wiarygodniej. Dodał, że wiedział, że w końcu wpadnie, ale chciał, by stało się to jak najpóźniej.
źr. wPolsce24 za CNN