Rosja ma nową zabawkę? Putin twierdzi, że dokonali testu pocisku o napędzie atomowym

Z tego tekstu dowiesz się:
-
Putin ogłosił udany test pocisku 9M730 „Burewiesnik” (NATO: SSC-X-9 Skyfall); Kreml podał, że pocisk odbył lot trwający około 15 godzin i przeleciał ~14 000 km.
-
Rosyjska narracja: pocisk ma napęd atomowy i „praktycznie nieograniczony zasięg”, zdolny do przebicia nowoczesnych systemów obrony powietrznej.
-
Zachodni eksperci podkreślają brak niezależnego potwierdzenia testu i sceptycyzm co do realnej użyteczności napędu nuklearnego; część opinii wskazuje, że to propaganda lub że napęd mógł być konwencjonalny.
-
Projekt ma długą, problematyczną historię testów — raporty mówią o kilkunastu próbach z wieloma niepowodzeniami oraz o wypadku z 2019 r., w którym zginęli naukowcy.
-
Kluczowe wątpliwości: emisja promieniowania przy rzeczywistym „reakcyjnym” napędzie, długi czas lotu (większa szansa wykrycia) oraz ograniczona niezawodność dotychczasowych prób.
9M730 Buriewiestnik – w kodzie NATO SSC-X-9 Skyfall – to jedna z rosyjskich „wunderwaffe”, których istnienie ujawnił w 2018 roku Kreml. To pocisk manewrujący, który może przenosić głowicę atomową i lecieć bardzo nisko nad ziemią. Jego charakterystyczną cechą jest napęd atomowy, dzięki któremu ma praktycznie nielimitowany zasięg.
Putin twierdzi, że test był udany
W niedzielę Putin poinformował, że Rosja dokonała udanego testu tego pocisku. Jak donosi "Moscow Times", szef rosyjskiego sztabu generalnego Walerij Gierasimow miał go poinformować, że podczas tego testu, który miał mieć miejsce w zeszły wtorek, pocisk przeleciał 1400 km i utrzymał się w powietrzu przez 15 godzin. Charakterystyka techniczna Buriewiestnika pozwoli na użycie go z gwarantowaną precyzją przeciwko mocno chronionym miejscom położonym w dowolnej odległości.
O samym pocisku niewiele wiadomo. Zachodnie wywiady podejrzewają, że prace nad nim rozpoczęto w 2001 roku, kiedy USA wycofały się z Traktatu o Pociskach Balistycznych, ale zdaniem profesora Marka Galeottiego oparto ją na wcześniejszym projekcie, jeszcze z czasów ZSRS.
"Latający Czarnobyl"
Nie wiadomo też, w jaki sposób jest napędzana. "Niezawisimaja Gazeta" twierdziła, że jest napędzana nuklearnym silnikiem termicznym (NTR). W takim silniku płyn roboczy – zwykle ciekły wodór – jest nagrzewany przez reakcję zachodzącą w reaktorze i rozszerza się przez dyszę, produkując siłę ciągu. Takie konstrukcje nie mają jednak nieograniczonego zasięgu. Rosyjski ekspert Anton Ławrow sugerował na łamach Izwiesti, że ten pocisk jest napędzany silnikiem strumieniowym, w którym reakcja atomowa ogrzewa przechodzące przez niego powietrze.
Eksperci z laboratorium Los Alamos i amerykańskiego Departamentu Stanu zwrócili uwagę, że taka konstrukcja przez cały czas lotu emituje promieniowanie, co w razie jej użycia skaziłoby także terytorium Rosji. Thomas Coutryman z Stowarzyszenia Kontroli Broni stwierdził, że ten pocisk jest wyjątkowo głupi i nazwał go latającym Czarnobylem. Nie brak jednak opinii – np. wśród think-tanku Stratfor – że ten pocisk napędza zwykły silnik turboodrzutowy, a informacje o napędzie atomowym to rosyjska propaganda.
Strachy na lachy?
Jego skuteczność również jest kwestionowana. Rosjanie twierdzą, że może on pokonać każdą współczesną obronę przeciwlotniczą. Zachodni eksperci, jak np. Hans M. Kristensen z Federacji Amerykańskich Naukowców, zauważają jednak, że jest równie wrażliwy na zestrzelenie jak każdy inny poddźwiękowy pocisk manewrujący. Kristensen zwrócił uwagę, że jego długi czas lotu w tym wypadku działa na jego niekorzyść, gdyż w przeciwieństwie do np. pocisków odpalanych z okrętów podwodnych, jak amerykański Tomahawk, da obronie przeciwlotniczej więcej czasu na jego namierzenie i przygotowanie się do zestrzelenia.
To nie jest pierwszy test tego pocisku. Zdaniem zachodnich analityków przeprowadzono ich już kilkanaście, a większość zakończyła się porażką. W sierpniu 2019 r. doszło do wypadku, w którym zginęło pięciu rosyjskich naukowców. Eksperci Jeffrey Lewis i Ankit Panda podejrzewali, że miał związek z testami tego pocisku, ale inni eksperci nie zgadzają się z tą oceną. Na razie brak też zewnętrznego potwierdzenia, że obecny test się odbył. Wcześniej agencja Reutersa donosiła o zdjęciach satelitarnych pokazujących niezwykła aktywność na poligonie Pankowo na Nowej Ziemi. Eksperci spekulowali, że Putin chciał dokonać tego testu przed spotkaniem z Trumpem, do którego doszło na Alasce. Na razie nie jest jasne, dlaczego doszło do opóźnienia.
Putin twierdzi, że żaden inny kraj nie ma takiej technologii. To prawda – ale jest niuans. Amerykanie rozpoczęli prace nad podobną bronią już pod koniec lat pięćdziesiątych. Projekt Pluto miał latać nad oceanem, a po otrzymaniu rozkazu do ataku polecieć nad Rosję, by skazić jej terytorium radioaktywnym wydechem i zrzucać na nią bomby atomowe, a ostatecznie rozbić się, powodując ostatnią detonację. Prace nad nim osiągnęły dość zaawansowany projekt, ale rząd USA ostatecznie stwierdził, że ta broń, z racji skażenia, jest zbyt niepraktyczna, a jej powstanie byłoby zbyt dużą prowokacją.
źr. wPolsce24 za Moscow Times, Kyiv Indepednent










