Dowiemy się w jaki sposób niemieccy zbrodniarze po wojnie uciekali do Argentyny? Prezydent Milei obiecał odtajnienie dokumentów

Po porażce Niemiec w II Wojnie Światowej wielu prominentnych członków hitlerowskiej nomenklatury obawiało się, że z rąk zwycięskich aliantów spotka ich sprawiedliwość. Tysiące z nich zdecydowało się na ucieczkę do Ameryki Południowej. Prowadziły tam dwa główne szlaki przerzutowe – przez Hiszpanię i przez Rzym. Alianci, zwłaszcza Amerykanie, patrzyli na to przez palce, a nawet wykorzystywali te szlaki, by ściągnąć do siebie z sowieckiej strefy okupacyjnej Niemców, których uznali za przydatnych.
Pomogły im zrabowane majątki
Ucieczka z Niemiec była tym łatwiejsza, że wielu nazistów miało do dyspozycji niebagatelne majątki, których dorobiło się podczas wojny. Wielu z nich trafiło do Argentyny. Przed wojną władze tego państwa miały ciepłe stosunki z Niemcami, a w kraju mieszkała liczna mniejszość niemiecka. Argentyna już 4 września zadeklarowała swoją neutralność. Wkrótce potem chciała dołączyć do Aliantów z zastrzeżeniem, że argentyńskie wojsko nie weźmie udziału w walkach, ale propozycja rządu wyciekła do mediów, a fala oburzenia była tak duża, że zrezygnowano z tego planu. Ostatecznie Argentyna wypowiedziała wojnę Japonii i Niemcom dopiero pod koniec marca 1945 roku. Dla wszystkich było jasne, że była to czysto symboliczna deklaracja, bowiem oba te państwa były już na krawędzi upadku, a jej celem była odbudowa nadszarpniętych stosunków dyplomatycznych z aliantami.
W tym samym czasie do Argentyny docierały tysiące Niemców, którzy chcieli uciec przed odpowiedzialnością za zbrodnie wojenne. Za ich przyjmowanie odpowiadał generał i późniejszy prezydent Juan Domingo Peron, chociaż jego rola wyszła na jaw dopiero w latach siedemdziesiątych. Wcześniej nie ukrywał swoich sympatii dla nazizmu, był też weteranem armii Mussoliniego. Jego kraj korzystał na tym, że wielu uciekinierów miało niebagatelne majątki, które inwestowali w argentyńską gospodarkę.
Większość uniknęła odpowiedzialności
Początkowo większość Niemców nie ukrywała, kim jest i dlaczego znalazła się w Argentynie. Niektórzy z nich zakładali tam nawet organizacje neonazistowskie. Zmieniło się to po upadku rządu Perona. Bojąc się, że na fali rozliczeń ktoś się nimi zainteresuje, wielu Niemców wyemigrowało do sąsiednich państw. Niemal wszyscy przyjęli też nowe nazwiska i zaczęli ukrywać swoją przeszłość. Część z nich – w tym jednego z architektów Holokaustu Adolfa Eichmanna – udało się dorwać i postawić przed sądem, ale większość z nich uniknęła odpowiedzialności.
Wśród nich był dr Josef Mengele, zwany „Aniołem Śmierci”, który podczas swoich badań zamordował tysiące więźniów obozu w Oświęcimiu. Po wojnie ukrywał się przez kilka miesięcy, a do Argentyny dotarł w 1949 roku. Pracował tam jako cieśla i przedstawiciel handlowy, ale z odtajnionych w 1992 roku dokumentów wynika, że mógł też dorabiać sobie przeprowadzaniem nielegalnych aborcji. W połowie lat pięćdziesiątych wydano mu nawet zachodnioniemiecki paszport i, nie niepokojony przez nowe władze Niemiec, odwiedził Europę. W 1979 roku dostał zawału podczas pływania i utonął, miał 67 lat.
Milei obiecał odtajnienie dokumentów
Wiele aspektów tego, jak Argentyna przyjmowała nazistów, do dziś pozostaje nieznana. Dziennik Times of Israel informuje jednak, że prezydent Milei obiecał Centrum Szymona Wiesenthala (SWC) swoją pełną współpracę i dostęp do dotychczas tajnych dokumentów, które dotyczą szlaków, którymi naziści uciekali do jego państwa.
SWC to walcząca z antysemityzmem organizacja, którą nazwano na cześć słynnego „łowcy nazistów”. Urodzony w Galicji Wiesenthal przeżył niemieckie obozy. Ważył zaledwie 40 kg gdy Amerykanie wyzwolili go z obozu Mauthausen. Od razu zaczął im pomagać w polowaniach na nazistowskich zbrodniarzy, zarówno jako tłumacz jak i przygotowując dokumentację, współpracował też z OSS, poprzednikiem CIA. Gdy zachodni alianci stracili zainteresowanie rozliczaniem Niemców, kontynuował tę działalność na własną rękę. To właśnie on odpowiadał za postawienie przed sądem Eichmanna czy też Hermine Baunsteiner, sadystycznej strażniczki z Majdanka, która po wojnie ukryła się w USA.
SWC i inne podobne organizacje od dekad walczą o dostęp do tych dokumentów. Rabin Abraham Cooper, dziekan SWC, powiedział dziennikarzom, że wielu poprzednich przywódców Argentyny obiecywało, że je przekażę, ale Milei jest pierwszym, który chce dotrzymać tej obietnicy. Podczas spotkania z SWC prawnik Jonathan Missner wręczył Milei list, w którym senator Charles Gassley, przewodniczący Komisji Sądowniczej Senatu USA, poprosił go o pomoc w odkryciu tego, jak organizowano i finansowano szlaki przerzutowe dla nazistów.
To nie będzie przełom?
Ludzie powinni zrozumieć, że przez wiele dekad po Holokauście rządy i międzynarodowe korporacje pomagały nazistom w ukrywaniu ich skradzionych pieniędzy, unikaniu procesów i w życiu, na które zasługiwały ich ofiary – powiedział ToI Missner. Cooper dodał, że te dokumenty będą instrumentalne do uzyskania sprawiedliwości dla ofiar, co jest szczególnie ważne w świecie po ataku Hamasu na Izrael.
Nie wszyscy uważają jednak, że odtajnienie tych dokumentów to naprawdę przełom. Efraim Zuroff – podopieczny Wiesenthala, który do zeszłego roku kierował biurem SWC w Jerozolimie – powiedział dziennikarzom, że pomogą co najwyżej historykom, o ile w ogóle. Dodał, że według jego wiedzy wszyscy, którzy odpowiadali za ten proceder, już nie żyją. Zdaniem Missnera w tej sprawie chodzi o więcej niż o ujawnienie ich nazwisk i ewentualne wyroki. Stwierdził, że odtajniając je, Milei jasno pokaże, że jest sojusznikiem Żydów na całym świecie.
źr. wPolsce24 za Times of Israel