Między Waszyngtonem a Berlinem wieje chłodem. Amerykanie mówią o tyranii, Niemcy o demokracji

Na decyzję niemieckiego kontrwywiadu (BfV), który uznał AfD za organizację ekstremistyczną, która zagraża demokracji, najszybciej zareagował sekretarz stanu USA Marco Rubio.
"Niemcy właśnie przyznały swojej agencji szpiegowskiej nowe uprawnienia do inwigilowania opozycji. To nie jest demokracja - to tyrania w przebraniu" - napisał Rubio na platformie X, nawiązując do tego, że taka kwalifikacja umożliwi władzom stosowanie niejawnych metod monitorowania działalności tego ugrupowania. Rubio ocenił, że Niemcy powinny „zmienić kurs”.
Potem do sprawy odniósł się wiceprezydent USA JD Vance, który w ostrych słowach skrytykował Niemców. „Zachód wspólnie zburzył Mur Berliński. A został on odbudowany - nie przez Sowietów ani Rosjan, ale przez niemiecki establishment” - napisał Vance.
Ostro odpowiedziało im Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Berlinie, stwierdzając, że „to jest demokracja”, a Niemcy „wyciągnęli wnioski z historii, że ekstremizm prawicowy należy powstrzymać”.
"Ta decyzja jest wynikiem starannego i niezależnego dochodzenia na rzecz obrony naszej konstytucji i rządów prawa" - oświadczyło niemieckie ministerstwo we wpisie w mediach społecznościowych.
AfD zajęła drugie miejsce w lutowych wyborach w Niemczech, zdobywając ponad 20 proc. głosów, dwa razy więcej niż w poprzednich wyborach krajowych.
Jak zauważa portal Politico ostra krytyka działań Berlina ze strony najważniejszych członków administracji USA pojawia się dość niefortunnym momencie - kilka dni przed przejęciem władzy w Berlinie przez nowy rząd koalicyjny, składający się z centroprawicowej CDU/CSU i centrolewicowej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. A jednym z głównych wyzwań nowego kanclerza Friedricha Merza będzie próba porozumienia z prezydentem USA Donaldem Trumpem m.in. w sprawie ceł. Jednak najnowszy konflikt zdaje się wskazywać na rosnącą niechęć między obydwoma rządami – komentuje Politico.
źr. wPolsce24 za Politico/dw.com