Wielka ucieczka łososi. Firma wyznaczyła nagrodę dla rybaków, którzy je odłowią

Zdarzenie miało miejsce w Norwegii. W niedzielę Mowi – jedna z największych firm przetwórstwa rybnego na świecie – poinformowała władze Norwegii, że z ich hodowli łososia Storvika V w Dyrøy uciekło ok. 27 tys. łososi hodowlanych. Ryby ważyły średnio po 5,5 kg. Po sztormie pracownicy odkryli dziurę w zabezpieczającą fermę siatce.
Katastrofa ekologiczna
Firma stwierdziła, że to, co zaszło, było „poważną i godną pożałowania sytuacją”. Łososie, które uciekły, są ogromnym zagrożeniem dla norweskiej populacji dzikiego łososia. Zmniejszają jej różnorodność genetyczną, narażają ją na infekcje i rywalizują z dzikimi łososiami o terytorium.
Problem jest tym poważniejszy, że populacja dzikich łososi w Norwegii już teraz jest rekordowo niska. Obecnie nie można go łowić w 33 rzekach, a latem podobny zakaz może być wprowadzony w 42 kolejnych i w trzech fiordach.
Nagrody dla rybaków
Firma postanowiła poprosić o pomoc w ich złapaniu rybaków. Każdy zarejestrowany rybak, który złapie ich łososia i przyniesie go do specjalnych punktów, które otwarto w pobliżu tej hodowli, dostanie nagrodę. Jej wysokość ustalono na 500 koron (ok. 180 zł) za każdą złowioną rybę.
W świetle norweskiego prawa hodowcy ryb w razie ich ucieczki z hodowli mogą je łapać nie dalej, niż 500 metrów od jej granicy. W poniedziałek inspekcji na miejscu dokonali jednak urzędnicy z departamentu rybołówstwa. Zdecydowali, że wobec skali tej katastrofy firma ma prowadził odławianie ryb poza tą granicą.
źr. wPolsce24 za "Guardian"