Brytyjczycy wychodzą na ulice, bo mają dość nielegalnych imigrantów. „Boimy się o nasze dzieci"

W piątek około tysiąca osób protestowało przed hotelem Britannia w londyńskiej dzielnicy Canary Wharf, sprzeciwiając się wykorzystaniu budynku do zakwaterowania osób ubiegających się o azyl.
„Nie jesteśmy zadowoleni z obecności tych mężczyzn w tym hotelu, bo boimy się o nasze dzieci. Jeśli to czyni mnie skrajną prawicą, niech tak będzie”– mówi w rozmowie z BBC Orla Minihane, która protestowała przed hotelem The Bell w Epping w hrabstwie Essex. To jeden jeden z ponad 200 hoteli w całym kraju, gdzie brytyjski rząd zapewnia schronienie osobom ubiegającym się o azyl. I to właśnie przed tym hotelem zaczęła się obecna fala protestów, kiedy w lipcu okazało się, że Etiopczyk ubiegający się o azyl został oskarżony o napaść seksualną na 14-letnią dziewczynę. Mężczyzna, przebywający obecnie w areszcie, zaprzecza oskarżeniom.
Protestujący przynieśli ze sobą flagi, skandowali: „Ratujmy nasze dzieci” i „Zwolennicy terrorystów, precz z naszych ulic”, kierując okrzyki pod adresem kontrmanifestantów z grupy Stand Up to Racism. Ci z kolei mieli ze sobą transparenty z hasłami w stylu: "Żaden człowiek nie jest nielegalny".
Przed niektórymi hotelami doszło do przepychanek, m.in. w Norfolk, Leeds, Aldershot, Portsmouth, Bournemouth i Chichester. Dwie osoby zostały zatrzymane podczas demonstracji w Epping.
Demonstracje przed ośrodkami dla azylantów odbywają się także w sobotę i planowane są na niedzielę.
Według danych brytyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych z marca 2025 r. w 218 hotelach przebywało ponad 32 tys. osób ubiegających się o azyl. Dla porównania w szczytowym momencie we wrześniu 2023 r. liczba azylantów wynosiła ponad 56 tys. osób. Wówczas przebywali oni w ponad 400 ośrodkach.
źr. wPolsce24 za PAP (z Londynu Marta Zabłocka)/BBC