Zidentyfikowano najsłynniejszego porywacza w historii? Bracia twierdzą, że to ich ojciec był DB Cooperem
24 listopada 1971 roku na lotnisko międzynarodowe w Portland wszedł ubrany w czarny płaszcz i okulary przeciwsłoneczne mężczyzna, który miał w ręku teczkę i brązową torebkę. Kupił bilet na lot do oddalonego o ok. 30 minut lotu Seattle, zapłacił gotówką. Potem wsiadł na pokład samolotu Boeing 727-51. Oprócz niego na pokładzie było 36 innych pasażerów i sześciu członków załogi.
Lepiej ją przeczytaj
Wkrótce po starcie mężczyzna przekazał stewardessie wiadomość. Myśląc, że to kolejny samotny biznesmen, który dał jej numer telefonu, włożyła karteczkę do torebki. On jednak nachylił się i wyszeptał: Panienko, lepiej popatrz na tę wiadomość. Mam bombę.
Na kartce wydał jej polecenie, by usiadła obok niego. Gdy przerażona kobieta spełniła polecenie, poprosiła go, by pokazał jej torbę. Uchylił ją, a ona zobaczyła w środku coś, co wyglądało jak laski dynamitu i zapalnik. Porywacz przekazał jej swoje żądania. Chciał, by na lotnisku w Seattle czekała na niego torba z 200 tys. dolarów w używanych banknotach i cztery spadochrony – dwa normalne i dwa zapasowe. Obiecał, że wypuści wtedy pasażerów.
Gdy samolot wylądował i dostarczono mu, czego chciał, porywacz kazał wystartować ponownie. Ponieważ stewardessa bała się, że zostanie wyssana z samolotu, gdy mężczyzna otworzy drzwi, pozwolił jej wrócić do kokpitu. Gdy odchodziła, zauważyła, że przywiązuje sobie worek z pieniędzmi.
Po chwili załoga poczuła zmianę ciśnienia, gdy otworzył tylną rampę, a ok. 20:13 samolot nagle poderwał nos. Domyślili się, że stało się tak, bo stanął na rampie i skoczył.
Nigdy nie ustalono, kim był
O sprawie zrobiło się bardzo głośno. Kupując bilet, mężczyzna podpisał się jako Dan Cooper, ale pomyłka jednego z dziennikarzy sprawiła, że przeszedł do historii jako DB Cooper.
Porwania samolotów były wtedy w USA znacznie częstsze niż dzisiaj, więc FBI w takich sprawach nie szczędziła sił i środków. Nad trasą, po której leciał porwany samolot, odbyto wiele lotów, w tym przy pomocy samolotu szpiegowskiego SR-71 Blackbird. Okolicę przeszukiwały setki agentów, żołnierzy i wolontariuszy. Użyto nawet łodzi podwodnej, by przeszukać dno pobliskiego jeziora. Przesłuchano setki świadków i podejrzanych. Nic to jednak nie dało. Ani DB Cooper, ani jego zwłoki nie zostały nigdy odnalezione.
Dopiero w 1980 roku ośmioletni chłopiec znalazł na brzegu rzeki Columbia zwitek zniszczonych banknotów, które pochodziły z okupu, ale ten ślad bardziej utrudnił śledztwo, niż je ułatwił. W 2016 roku FBI się poddała i ogłosiła, że kończy tę sprawę z powodu nieustalenia sprawcy.
Być może jednak teraz nastąpił w tej sprawie przełom. Bracia z Północnej Karoliny, Chante i Rick McCoy, twierdzą, że DB Cooperem był ich ojciec, Richard McCoy Jr. Twierdzą, że znaleźli jego spadochron w szopie obok domu. Nie powiedzieli o tym nikomu, bo bali się, że narobią kłopotów matce, do której należała ta szopa. Po jej śmierci w 2020 roku skontaktowali się z youtuberem i ekspertem od tej sprawy Danem Grygerem, który potwierdził, że spadochron jest identyczny jak ten, który dla Coopera przygotował na prośbę policji spadochroniarz Earl Cossej. To dosłownie sprzęt jeden na miliard – powiedział lokalnym mediom.
Najsłynniejszy naśladowca był jednak oryginałem?
McCoy Jr. od początku odgrywał wielką rolę w historii DB Coopera. W kwietniu 1972 roku wsiadł na pokład samolotu z Denver do San Francisco, po czym sterroryzował stewardessę makietą granatu i niezaładowanym pistoletem, zażądał spadochronów i pół miliona dolarów i wyskoczył ze spadochronem nad Provo w stanie Utah. Został aresztowany dwa dni później i skazany na 45 lat więzienia. Dwa lata później uciekł, a po trzech miesiącach zginął w strzelaninie z agentami FBI.
Wiele osób zwraca uwagę, że McCoy pasuje do profilu Coopera. FBI uważała, że był doświadczonym skoczkiem spadochronowym, bo tylko ktoś taki zdecydowałby się na skok nad lasami, w środku nocy i w trudnych warunkach atmosferycznych. Podejrzewali, że nauczył się skakać w wojsku, a nie w cywilnym aeroklubie, bo podczas rozmowy ze stewardessą używał wojskowej terminologii i zwrócił uwagę na pobliską bazę wojskową. McCoy odbył dwie tury bojowe w Wietnamie, z czego drugą jako pilot śmigłowca w Zielonych Beretach. Był także cywilnym spadochroniarzem. Co więcej jego rodzina rozpoznała spinkę i krawat, które Cooper zostawił na pokładzie samolotu.
Nie wszystko pasuje
Równocześnie jednak inne fakty sprawiły, że FBI nigdy nie uznała go za podejrzanego. Nie zgadzał się m.in. wiek – McCoy miał wtedy 29 lat, a wszyscy świadkowie twierdzili, że Cooper był mężczyzną po czterdziestce. Nie pasował też do rysopisu, a świadkowie nie rozpoznali go na zdjęciach. FBI ustaliła też, że w dniu porwania najprawdopodobniej był w Las Vegas, a następny dzień spędził z rodziną w Utah.
Bracia McCoy twierdzą jednak, że znali prawdę o DB Cooperze od lat, ale w ich rodzinie był to temat tabu z obawy przed konsekwencjami dla ich matki. Twierdzą także, że w zeszłym roku skontaktowało się z nimi FBI. Agenci mieli skonfiskować spadochron i przeszukać ich dom w poszukiwaniu dodatkowych śladów. FBI na razie tego nie potwierdziło. Nie potwierdziło też, że ponownie interesuje się Cooperem.
W historii braci jest też inna nieścisłość. Powiedzieli mediom, że jeden z nich dał FBI próbkę swojego DNA, a agent powiedział im, że następnym krokiem będzie ekshumacja ich ojca. Tymczasem taka próbka byłaby dla agencji zupełnie nieprzydatna. Cooper zostawił na pokładzie niedopałki czterech papierosów, ale kiedy FBI w 1998 roku chciała pobrać z nich próbkę DNA, okazało się, że ten dowód został już zniszczony. Być może więc nigdy już nie dowiemy się kim był legendarny porywacz.
źr. wPolsce24 za NYPost