Straszna noc znanej lewicowej aktywistki i celebrytki. „Wyła. Konała. Położyłam ją pod blokiem”

„Całą noc brzęczała dziś mucha, nie mogłam zmrużyć oka. Otworzyłam jej okno, by wyleciała. Nie skorzystała. W końcu wpadła za łóżko i tam wyła. Gdy rano zajrzałam - nadal tam była. Nieżywa. Więc całą noc konała. Wzięłam ją zza łóżka i położyłam pod blokiem, rysując serduszko na piasku” – napisała Maja Staśko.
W pierwszej chwili można by pomyśleć, że Staśko osiągnęła poziom empatii niedostępny dla zwykłych zjadaczy chleba. Odpowiedzmy sobie uczciwie, któż z nas zwróciłby uwagę na konającą muchę.
Z drugiej jednak strony, skoro mucha całą noc „wyła” – jak relacjonuje Staśko, to czy nie należało czegoś zrobić? Spróbować pomóc? Może wezwać Ekopatrol Straży Miejskiej, który ściąga koty z drzew, uwalnia z pułapek dziki czy uspokaja zdenerwowane łosie i wskazuje im drogę do lasu.
Jednak nie – Maja Staśko słyszała, że mucha cierpi katusze, ale nie kiwnęła palcem! Przez całą noc! W tej sytuacji jej gest polegający na wyrysowaniu serca na piasku wokół ciałka muchy, traci na znaczeniu jako co najmniej mocno spóźniony.
Nie takiej postawy spodziewamy się po lewicowych aktywistkach!
źr. wPolsce24 za FB/Maja Staśko