MSZ umywa ręce w sprawie afery wizowej na Filipinach. Tłumaczenia rzecznika to trochę publicystyki, ale znacznie więcej Barei
Dla ludzi pracujących w resorcie prowadzonym przez męża red. Anne Applebaum sprawa jest prosta. Winni są zewnętrzni kontrahenci, a po polskiej stronie problemu nie ma. Co więcej, ministerstwo robi absolutnie wszystko, aby system uszczelnić i udoskonalić.
Pytania o to, kto wybrał takich a nie innych kontrahentów i dlaczego cały czas operują oni na terenie Filipin, pozostają niestety bez odpowiedzi. Nie wiadomo także i tego, dlaczego rzecznik polskiego MSZ-u utrzymuje, że sprawa jest wewnętrzną sprawą służb na Filipinach, a nasi reporterzy na miejscu słyszą, że strona polska nie kwapi się do współpracy z lokalną władzą.
Czyżby pracownicy resortu spraw zagranicznych nie wiedzieli, jak rozwiązać problem, który niedawno wykorzystywali do atakowania swoich politycznych przeciwników?
W tle tych problemów jest niestety dramat tysięcy Filipińczyków, którzy marzą o tym, żeby poprawić swój los na terenie Rzeczypospolitej. Odpowiedzi na ich pytania nie ma, a liczba poszkodowanych obywateli wyspiarskiego państwa położonego w południowo-wschodniej Azji nieustannie rośnie.
Wiele wskazuje na to, że jedyną osobą, która nie traci dobrego humoru jest były redaktor Paweł Wroński. Trudno się dziwić, wszak akurat jego los z pewnością w ostatnich miesiącach się polepszył.
źr. wPolsce24