Nawet Niemcy kończą z tym szaleństwem. Dlaczego Trzaskowski i Platforma nadal brną w strefy czystego transportu?

Kilkanaście niemieckich miast zrezygnowało ze stref niskich emisji (ZFE), których polskim odpowiednikiem jest warszawska Strefa Czystego Transportu (SCT). Wśród nich są m.in. Hanower, Mannheim czy Leonberg a w sumie z 56 ZFE zostało w Niemczech tylko 37.
Strefy są bez sensu
Dlaczego nasi zachodni sąsiedzi, odgrywający przecież rolę prymusa w walce ze zmianą klimatu, już nie chcą superekologicznych stref? Bo doszli do wniosku, że są one bez sensu. W niemieckich miastach poprawia się jakość powietrza, ale nie ma to nic wspólnego z ograniczeniami w ruchu samochodów. Groźnych dla zdrowia substancji jest mniej, bo udało się zmodernizować źródła ogrzewania, głównego „winowajcę” smogu.
Za jakość powietrza odpowiadają kopciuchy, a nie samochody
Jak podaje np. Polski Alarm Smogowy, najważniejszą przyczyną zanieczyszczenia powietrza w Polsce jest „niska emisja”, czyli spaliny pochodzące z kotłów i pieców na paliwa stałe w gospodarstwach domowych. Mowa m.in. o „kopciuchach” czy opalaniu domów słabej jakości węglem. Według PAS to właśnie systemy grzewcze odpowiadają za 84 procent zanieczyszczeń. Na transport przypada zaś zaledwie ich 4 procent.
Platforma chce stref
Mimo oczywistej nieskuteczności stref ograniczonego ruchu samochodów, polskie samorządy chcą, by było ich jak najwięcej. Stefę Czystego Transportu wprowadziła już (i zamierza rozszerzać) Warszawa, niedługo do stolicy dołączy Kraków i inne miasta rządzone przez Platformę Obywatelską. Niedługo samorządowcy nie będą mieli już wyboru. Zgodnie z nowelizacją ustawy o elektromobilności SCT będzie musiało mieć każde miasto liczące więcej, niż 100 tysięcy mieszkańców.
Źr. wPolsce 24 za gazeta.pl