Skarga na Giertycha. Chciał przejąć sprawę "Buddy". Szokujące kulisy

Jak donosi WP, skarga dotyczyła m.in. postępowania Giertycha w głośnej sprawie Kamila Labuddy, szerzej znanego jako "Budda". Jest on jednym z najsłynniejszych i najbogatszych polskich youtuberów.
W październiku zeszłego roku został zatrzymany wraz z partnerką Aleksandrą „Grażynką” Krchą i kilkoma innymi osobami przez agentów CBŚP. Został oskarżony o to, że organizując swoje słynne loterie, unikał płacenia podatków. Do tego doszły zarzuty udziału i kierowania grupą przestępczą i prania brudnych pieniędzy.
W trakcie czynności zabezpieczono mienie o wartości aż 126 mln złotych, w tym 51 luksusowych samochodów, nieruchomości i 77 mln zł na kontach bankowych.
Giertych się wpycha
"Buddę" i jego partnerkę zatrzymano 14 października. Jego sprawę prowadziła szczecińska prokuratura, więc stamtąd pochodziło dwóch z trzech ich adwokatów. Tydzień później media zaczęły informować, że dołączył do nich Roman Giertych, który jest także posłem KO, oraz mec. Jacek Dubois.
Giertych w swoich wypowiedziach z tamtego okresu sugerował, że faktycznie tak jest. Dziennikarze WP dowiedzieli się też od kolegów po fachu, że słynny adwokat dzwonił do nich z informacją, że będzie bronił partnerki "Buddy" i inspirował publikacje na ten temat.
Naciski i groźby
WP ustaliła jednak, że Giertych nigdy nie bronił "Grażynki" ani "Buddy". Portal informuje, że 21 października Giertych wysłał wiadomość do Katarzyny Walukiewicz, pełnomocniczki "Grażynki". Oskarżona miała już trzech obrońców, maksymalną liczbę dopuszczaną przez prawo. Giertych poprosił Walukiewicz o usunięcie się ze sprawy lub udzielenie mu substytucji, czyli zastępstwa, aby to on mógł jej bronić. Twierdził, że ma większe doświadczenie i że działa na prośbę rodziny oskarżonej.
Adwokat odmówiła. To sprawiło, że Giertych zmienił ton. - Zaczął pytać, kim ja w ogóle jestem, że w tej sprawie występuję. Twierdził, że on bardzo nie chce tego robić, ale może to zrobić i być może będzie musiał zrobić tak, że za parę minut mnie w tej sprawie nie będzie. Odpowiedziałam, że jest pasywno-agresywny. Nie zrozumiał, co to znaczy i żebym mu wytłumaczyła znaczenie tych słów – relacjonuje adwokat. Dodała, że odebrała to jako próbę wymuszenia. - Czułam się zagrożona i czułam, że są podważane moje kompetencje – powiedziała WP.
WP ustaliła też, że Giertych w rozmowach z innymi adwokatami i dziennikarzami wskazywał, że jeden z obrońców "Buddy" miał powiązania z PiS. Prawdopodobnie chodziło mu o mec. Kacpra Stukana, który broni także posła PiS Dariusza Mateckiego.
Nie ma miejsca
22 października do szczecińskiej prokuratury wpłynął wniosek adw. Krzysztofa Pawlaka, działającego z substytucji Giertycha, w którym poseł KO zgłosił swój udział w sprawie w charakterze obrońcy "Grażynki". Prok. Katarzyna Calów-Jaszewska powiedziała WP, że dołączono do niego upoważnienie do obrony podejrzanej, podpisane przez osobę trzecią. 30 października prokuratura odpisała mu, że "Grażynka" ma już trzech obrońców, co oznacza, że nie ma dla niego miejsca.
Mec. Kacper Stukan powiedział, że Giertych, gdy dostał tę informację, zaczął ich obdzwaniać i żądać substytucji, grożąc, że jeśli mu jej nie dadzą, to nie będzie nas w ogóle w tej sprawie. Zwykle takie rzeczy załatwia się grzecznie, prośbą, normalną rozmową. A on zadzwonił, powiedział, że jest obrońcą klientki i żąda substytucji – powiedział WP Stukan.
Stukan się nie wystraszył. Zignorował też SMS z prośbą o kontakt.
Dziwny e-mail
Kilka godzin później jego kancelaria dostała e-mail podpisany przez matkę "Grażynki", ale wysłany ze skrzynki w domenie, z której korzysta kancelaria Giertycha. Napisała, że wypowiada mu pełnomocnictwo i zażądałą przesłania jej w ciągu dwóch godzin wszystkich dokumentów w tej sprawie. Jak zauważa WP, z dołączonego do wiadomości PDFa usunięto wszystkie informacje o autorze, miejscu i dacie jego stworzenia.
Mecenas wiedział, że matka jego klientki w ogóle nie korzysta z komputera. Kilka minut później dostał SMSa od Giertycha. Dowiedziałem się, że matka klientki wypowiedziała panu upoważnienie na podstawie ustnego pełnomocnictwa do wypowiadania upoważnień – napisał mu poseł KO. Gdy mecenas odpisał, że to chyba żart i nieporozumienie, Giertych stwierdził, że nie miał z tym nic wspólnego i była to samodzielna decyzja matki "Grażynki". Stukan zadzwonił do niej i kobieta potwierdziła, że to ona wysłała mu tego maila.
"Grażynka" zaprzecza
Stukan poinformował o wszystkim prokuraturę i pojechał do "Grażynki" do aresztu śledczego. Ta kategorycznie zaprzeczyła, żeby dała matce jakiekolwiek pełnomocnictwa. Na wydruku e-maila napisała nie potwierdzam i sygnowała tym podpisem. Dodała też w rozmowie z prawnikiem, że nie wierzy w to, że to jej matka zrobiła skan pisma i wysłała go e-mailem, bo nie potrafi robić takich rzeczy. PO tym wydarzeniu Giertych odpuścił sprawę.
WP informuje, że równolegle z Giertychem do sprawy próbował dołączyć często z nim współpracujący mec. Jacek Dubois. Rozmowy trwały, ale zakończyły się finalnie niepowodzeniem. W wyniku czego nie przystępuję do tej sprawy i zaznaczam, że nie jestem i nie będę reprezentantem pana Kamila L. - powiedział "Przeglądowi Sportowemu".
Usługi za 300 tys. złotych
WP ustaliła, że to kolega "Buddy", znany z Instagrama jako Kamil z Ameryki. Dziennikarze ustalili, że to on miał sfinansować, bez wiedzy i zgody "Buddy", wynajęcie Giertycha i Dubois. Za pośrednictwem adw. Marcina Kaczmarkiewicza przekazał im 300 tys. zł. Gdy w grudniu sąd uchylił areszty "Buddy" i "Grażynki", Kamil zażądał od Kaczmarkiewicza zwrotu tych pieniędzy twierdząc, że przecież Giertych i Dubois nie byli ich obrońcami.
WP powołując się na osoby znające kulisy tych rozliczeń, informuje, że mimo to adwokaci nie zwrócili pełnej kwoty. Mieli potrącić za swoje usługi co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych.
W marcu do szczecińskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa – przywłaszczenia pieniędzy przeznaczonych na obronę "Buddy" i "Grażynki" – złożone przez obywatela polskiego w imieniu spółki z siedzibą w USA. WP ustaliła, że przekazano je do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dubois i Giertych twierdzą, że w pełni rozliczyli się z tych pieniędzy.
Skarżący przekonują, że Giertych im groził, by zostać obrońcą "Grażynki". Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to adwokat Roman Giertych postanowił zostać obrońcą podejrzanej, niezależnie od jej woli i podjął w tym celu szereg nieetycznych czynności. W sprawie o tak medialnym i budzącym społeczne zainteresowanie charakterze wprowadzanie opinii społecznej w błąd (przez profesjonalnego obrońcę) jawi się jako tym bardziej sprzeczne z obowiązującymi adwokatów zasadami – napisali w swojej skardze.
Adwokaci zostali już przesłuchani, ale żadne decyzje nie zapadły.
Giertych zaprzecza
"Grażynka" i "Budda" odmówili WP komentarza. Giertych zaś w wysłanym do redakcji oświadczeniu stwierdził, że zawarte w Pańskich pytania sugestie jakobym działał w imieniu kogokolwiek bez stosownego upoważnienia do obrony podpisanego przez upoważnioną zgodnie z kpk osobę są fałszywe i stanowią jednocześnie kolejną próbę naruszenia dóbr osobistych. Oskarżył też WP o to, że podważa renomę i dobre imię jego kancelarii. Najprawdopodobniej ma to związek z faktem, że od dwóch lat reprezentuję pana Tomasza Mraza, który wskazywał na relacje o charakterze przestępczym pomiędzy redakcją WP.PL, a Funduszem Sprawiedliwości – napisał. Chodzi o głośną sprawę rzekomego publikowania przez WP wychwalających Zbigniewa Ziobrę artykułów, których autorem miał być pracownik Ministerstwa Sprawiedliwości.
W kolejnej wiadomości Giertych napisał, że żaden pełnomocnik "Grażynki" nie zwracał się o żaden zwrot pieniędzy. Dodał, że zwrócił pieniądze osobie z najbliższej rodziny, która opłaciła usługi adwokackie, gdy tylko dowiedział się od prokuratury, że "Grażynka" nie potwierdziła pełnomocnictwa. Stosowna korekta faktury została podpisana przez osobę, która wpłaciła pieniądze na usługi adwokackie i nikt inny nie jest stroną tej umowy – napisał - Po raz kolejny wskazuję, że ktoś wprowadza Państwa w błąd.
źr. wPolsce24 za WP.pl