To zaboli Donalda Tuska! Słynny kaszubski badacz o wystawie "Nasi chłopcy": To jest po prostu kłamstwo!

Dr Pryczkowski jest autorem książek dokumentujących to, co działo się na Kaszubach, gdy na te tereny wkroczyły niemieckie wojska. Badacz opisywał w nich m. in. historię swojego ojca, który także był siłą wcielony do Wehrmachtu:
- Nikt tam nie szedł dobrowolnie, o czym w zasadzie wszyscy zgodnie piszą (nawet ci, co pozornie się spierają). Ja opisuję w swoich książkach, co się dokładnie działo; jak byli maltretowani, jak gnębieni, jak mordowano i więziono ich rodziców, etc. Tego na wystawie nikt się nie dowie. Za to przeczytałem, że mieli, cytuję "niemieckich kolegów". Otóż tak nie było. To jest po prostu kłamstwo! - pisze, wyraźnie wzburzony, kaszubski historyk.
Emocjom trudno się dziwić, bo jedna z takich dramatycznych opowieści dotyczy najbliższej rodziny doktora Pryczkowskiego:
- Mój śp. Ojciec, którego dotknął ten los, nigdy nie miał "niemieckich kolegów". Mało tego, był przez nich prześladowany w ramach jednego oddziału, był bity, nieomal zamordowany. Ale on też nie zostawał dłużny. Co najmniej raz, pewnie w akcie desperacji, także wymierzył sprawiedliwość niemieckiemu żołnierzowi za to, że przez niego został nazwany polską świnią. Ciekawe, że oficer (może nie był Niemcem?) nie ukarał go za to. Tata zawsze - do końca życia - był prawym Kaszubą i porządnym Polakiem. Za Kaszuby byłby w stanie oddać życie. W gruncie rzeczy tak się stało, bo przez powikłania wynikające z wojennej martyrologii, zmarł na początku 1985 roku - czytamy we wpisie.
Jednocześnie dr Pryczkowski podkreśla, że dla niego ta sprawa "nie ma absolutnie wymiaru politycznego", nie może jednak zgodzić się na to, aby szargano pamięć o ludziach takich, jak jego śp. ojciec:
- Ja nigdy nie byłem członkiem ani wyznawcą jakiejkolwiek partii. Dlatego napastliwy ton, jaki utrzymują ludzie z lewej strony wobec innych podkreśla tylko, że nie o prawdę im chodzi, a o prowokację, kłótnię, rozmycie prawdy, no i znów negatywne wykorzystanie historii Kaszub dla własnych celów, bo istotnie głównie Kaszub ta wystawa dotyczy, choć organizatorzy i ten fakt nieco rozmywają. Ja nie życzę sobie, by o moim śp. Ojcu, bohaterze kaszubskim, gotowym oddać życie za Tatczëznă, takie osoby mówiły trywialnie "nasz chłopak".
Badacz wspomina jednocześnie, że tragiczny los regionu i martyrologia zasługują na upamiętnienie, ale takie, które będzie bazowało na prawdzie i faktach historycznych:
- Szkoda tylko, że w tytule nie napisano prawdy, że oni byli siłą wcieleni, że byli ofiarami niemieckiej agresji. No i szkoda, że tak dużo wątków politycznych się do niej wkradło. To niszczy tą wystawę. Ale pewnie głównie o to szło... - zauważą dr Pryczkowski.
źr. wPolsce24 za FB