Powodzianie mają wielki problem z ubezpieczeniami. Kierwiński obiecał, że się temu przyjrzy

Tydzień temu Polsat News ujawnił, że wielu mieszkańców terenów, które we wrześniu 2024 roku zalała woda, ma teraz wielki problem z ubezpieczalniami. Po tym, gdy udało im się odbudować domy, firmy albo odmawiają im ich ubezpieczenia, albo stawiają zaporowe stawki.
Gigantyczne składki
Jedną z takich osób jest Maria Łukaszewska, która razem z siostrą prowadzi pensjonat w zabytkowej willi. Udało im się go wyremontować i chciała ubezpieczyć go ponownie przed powodzią. Żadna firma nie chciała się na to zgodzić. W końcu jedna przedstawiła im ofertę – składkę w wysokości 96 tys. złotych, mniej więcej 1/4 rocznych obrotów ich pensjonatu. Wcześniej siostry płaciły 8 tys. rocznie. Ostatecznie wykupiły polisę, która nie obejmuje ryzyka powodzi.
Takie problemy mają nie tylko klienci indywidualni. Największa spółdzielnia mieszkaniowa w Stroniu Śląskim, która zarządza 15 blokami, dostała ubezpieczenie za straty wywołane powodzią, ale nikt nie chce jej ponownie ubezpieczyć. Jej prezes Tomasz Mazurek powiedział Polsatowi, że tylko jedna firma przygotowała ofertę, ale ma ponosić szkodowość tylko do kwoty 250 tys. złotych. Tyle kosztowała firmę wymiana zalanych drzwi do piwnic – szkody całkowite wyniosły 12-15 mln złotych.
Muszą uwzględnić ryzyko
Problemy mają nawet samorządy. Gminy Bardo i Lądek Zdrój dostały po powodzi spore podwyżki składek. Gmina Stronie Śląskie dostała ofertę, w której składka ubezpieczenia mostów, budynków publicznych itp. wynosiła 5 mln złotych – tyle samo, ile wynosi kwota ubezpieczenia. Wcześniej płacili nieco ponad 30 tys.
Mieszkańcy zalanych terenów zwracają uwagę, że to nie była zwykła powódź. Zauważają, że skala zniszczeń była tak duża, bowiem doszło tam do pęknięcia tamy – ale ubezpieczalni to nie obchodzi.
Rzecznik Polskiej Izby Ubezpieczeń nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, ale w wysłanym im oświadczeniu stwierdził, że ubezpieczenia opierają się na kalkulacji ryzyka – w tym wypadku kolejnej powodzi. Tam, gdzie to ryzyko jest bardzo wysokie – bo np. dana nieruchomość leży na terenach regularnie zagrożonych powodzią – ubezpieczyciel musi uwzględnić to w cenie polisy – napisał.
Kierwiński obiecał, że rząd się temu przyjrzy
Kierwiński odniósł się do tej sprawy na antenie Polsat News. Zapowiedział, że porozmawia o niej z prezesem PZU Andrzejem Klesykiem i ministrem aktywów państwowych Jakubem Jaworowskim. Stwierdził, że każda sprawa jest bardzo indywidualna, ale jeśli doniesienia dziennikarzy się potwierdzą, to każda z takich spraw wymaga indywidualnego rozpatrzenia.
Kierwiński dodał, że państwo nie może bezpośrednio ingerować w rynek ubezpieczeniowy, ale nie pozwoli na to, by firmy nadużywały trudną sytuację, w jakiej znaleźli się poszkodowani w powodzi. Gdy ta konkurencja jest zaburzana, gdy na nieszczęściu ludzi jakakolwiek firma chce robić pieniądze, państwo będzie reagować – stwierdził.
źr. wPolsce24 za Polsat News