Niemcy zamordowali Polaka dlatego, że się zakochał. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Niech tym wszystkim, co mnie zło czynili, niech Bóg wybaczy i niech im błogosławi”

Sprawa Jankowiaka to część większej akcji prowadzonej przez Archiwum Państwowe Bawarii oraz Arolsen Archives. Instytucje te poszukują rodzin ofiar zamordowanych przez nazistów, aby przekazać im listy pożegnalne więźniów, które do tej pory nie dotarły do adresatów.
Więzienie Stadelheim, otwarte w 1894 roku w Monachium, w czasach Trzeciej Rzeszy pełniło rolę „centralnego ośrodka egzekucyjnego”. W latach 1934–1945 naziści zamordowali w nim 1188 osób – wśród ofiar, poza Niemcami, znaleźli się także Polacy, Czesi i Francuzi.
Według publikacji „Stadelheimer Hefte”, tylko w latach 1940–1945 w murach więzienia straciło życie aż 318 Polaków, z których większość skazano na egzekucję.
Rodzina odnaleziona
Maciejowi Gaszkowi, wolontariuszowi od lat współpracującemu z Arolsen Archives, udało się odnaleźć rodzinę jednego z zamordowanych w Stadelheim Polaków - Józefa Jankowiaka.
W środę, 1 października, w Gminnej Bibliotece Publicznej w Pępowie (woj. wielkopolskie) nastąpi uroczyste wręczenie napisanego przez niego listu pożegnalnego jego bliskim.
Według przekazanych PAP przez Arolsen Archives informacji zapisanych w aktach sądowych Józefa Jankowiaka, mężczyzna urodził się w Pępowie (niem. Waldeneck) 28 lutego 1914 roku.
Jego ojciec pracował jako stolarz w należącym do niemieckiego właściciela majątku ziemskim. Pracowali tam także Józef i jego rodzeństwo. Po ukończeniu siedmiu lat szkoły powszechnej oraz odbyciu dwuletniej służby wojskowej Józef zajął się pracą na roli.
Od sierpnia 1940 r. był zatrudniony przymusowo jako stajenny w gospodarstwie rolnika Sebastiana Fischera w Alteiselfing (miejscowość położona w powiecie Wasserburg nad rzeką Inn w Dolnej Bawarii). Dzięki umiejętnościom Józef zaskarbił sobie zaufanie pracodawcy. W 1942 r. Fischer mianował Jankowiaka mistrzem gospodarczym (ekonomem) w majątku.
Zakochał się w Niemce
Od 1939 roku do początku 1943 roku w tym samym gospodarstwie pracowała 20-letnia Niemka Hedwig Böck. Józef zakochał się w niej, ale - jak wynika z akt sądowych - ona nie odwzajemniała jego uczuć, „wręcz przeciwnie, powtarzała, że jest on Polakiem i że musi się liczyć z ciężką karą za swoją zuchwałość” - przekazała PAP Małgorzata Przybyła z Arolsen Archives.
Jak dodała, z akt wynika, że w trakcie codziennych prac mężczyzna „podejmował liczne próby zbliżenia się do Hedwig, ale nie przekroczył żadnej granicy. Były to jedynie niewinne próby pocałowania jej lub nakłonienia do bycia z nim”. „Czy Hedwig naprawdę nie odwzajemniała uczuć Józefa, tego nie jesteśmy w stanie ustalić” - stwierdziła w przekazanych PAP materiałach Małgorzata Przybyła.
Zwróciła uwagę na obowiązującą w tamtym czasie w III Rzeszy ustawę „o ochronie krwi niemieckiej i honoru”, która zakazywała Niemcom m.in. wchodzenia w związki z Żydami czy Polakami.
- W czasie wojny Niemkom podejrzanym o romans z polskimi więźniami lub robotnikami przymusowymi publicznie golono włosy. Musiały przechodzić przez miejscowość z upokarzającymi tabliczkami, na których oskarżano je o »hańbę rasową« lub przestępstwo przeciwko »wspólnocie narodowej - przypomina Małgorzata Przybyła.
Dodała, że – na mocy przepisów o czystości rasy - gdyby Hedwig odwzajemniła uczucie Józefa, groziłoby jej zatrzymanie i uwięzienie w obozie koncentracyjnym. - W obozie koncentracyjnym dla kobiet w Ravensbrück przebywało w czasie wojny około 3 tys. Niemek, które zostały tam zesłane na półtora roku za to, że miały kontakty z robotnikami przymusowymi, z osobami o innej narodowości niż niemiecka – powiedziała Małgorzata Przybyła.
Aresztowanie i wyrok śmierci
Józef Jankowiak został aresztowany 9 stycznia 1943 r.
Jak zapisano w jego aktach, pół roku później, 27 czerwca 1943 r., wyrokiem Sądu Specjalnego w Monachium został skazany na śmierć za gwałt. Wyrok został wykonany poprzez ścięcie na gilotynie 22 lipca 1943 roku w monachijskim więzieniu Stadelheim o godzinie 18.16.
W momencie śmierci Jankowiak miał 29 lat.
Według wpisu widniejącego w aktach sądowych po egzekucji ciało zostało przekazane Instytutowi Anatomii w Würzburgu, gdzie - jak powiedziała Małgorzata Przybyła - posłużyło najpewniej jako materiał naukowy dla studentów medycyny.
W rozmowie z PAP wolontariusz Maciej Gaszek opowiedział o tym, jak przebiegały poszukiwania rodziny Józefa Jankowiaka.
Zaznaczył, że list mężczyzny zwrócił jego uwagę, ponieważ w jego adresie pojawiał się Kraj Warty (Wartheland), czyli Wielkopolska, a konkretnie Pępowo (Waldeneck), w okolicy którego sam mieszka.
- Poszukiwania tej rodziny zacząłem od cmentarza - powiedział Gaszek. Znalazł tam grób siostry Józefa Jankowiaka, którą rozpoznał po zapisanym na pomniku panieńskim nazwisku. W odnalezieniu jej córki pomogły mu księgi archiwalne, internet i znajomi.
Jak mówił, siostrzenica Jankowiaka była niezwykle wzruszona. Żałowała, że informacji o losach mężczyzny nie zdążyła poznać jej matka.
- Należy się z poszukiwaniami spieszyć, bo niestety, to pokolenie już odchodzi - dodał.
Wolontariusz powiedział, że rodzina wiedziała jedynie tyle, że Józef Jankowiak zginął w czasie wojny na robotach w Niemczech, bo „nieszczęśliwie się zakochał”.
Osobiste pamiątki więźniów
Maciej Gaszek dodał, że w trakcie poszukiwań udało mu się odnaleźć zdjęcie Jankowiaka.
Jest na nim ubrany w mundur wojskowy, więc – jak mówił - zostało prawdopodobnie wykonane w roku 1938, kiedy mężczyzna pełnił dwuletnią służbę wojskową. Na zdjęciu Józefowi towarzyszy rodzeństwo. W sumie było ich czternaścioro, obecnie żyje już tylko jeden z jego braci, ma prawie sto lat.
W rozmowie z PAP wolontariusz przekazał, że przez kilkanaście lat we współpracy z Arolsen Archives poszukiwał rodzin zamordowanych w czasie II wojny światowej Polaków. Zależało mu, aby przekazać im odnalezione przedmioty osobiste więźniów.
Teraz jako pierwszy z polskich wolontariuszy odszukał bliskich jednego z autorów znalezionych na początku tego roku listów pożegnalnych.
Niewysłane listy oczekujących na egzekucję więźniów Stadelheim zostały znalezione przez dziennikarza, który pracował z teczkami osobowymi więźniów w Archiwum Państwowym Bawarii w Monachium. To ponad 50 listów z lat 1942-1944, ok. 10 z nich zostało napisanych po polsku.
Dyrektorka Arolsen Archives Floriane Azoulay w rozmowie z PAP zaznaczyła, że wszystkie listy osadzonych były przez administrację więzienia kontrolowane i cenzurowane.
- Wydaje nam się możliwe, że listy nie zostały wysłane, ponieważ uznano je za krytyczne i problematyczne (dla ówczesnych władz - PAP) - powiedziała.
Małgorzata Przybyła poinformowała, że po uroczystości w Pępowie, podczas której przekaże ona rodzinie Józefa Jankowiaka napisany przez niego list, omówi z bliskimi mężczyzny jego akta oraz sformułowany w jego sprawie akt oskarżenia.
Zaznaczyła, że chce to zrobić, ponieważ zamordowani przez nazistów więźniowie nie mieli żadnej możliwości obrony, uchronienia się przed śmiercią.
- Wydaje mi się, że to jest zadośćuczynienie tego nieszczęścia, które tym ludziom się przydarzyło – powiedziała.
- W godzinie śmierci jestem spokojny. Pan Jezus też zginął niewinnie, tak jak i ja ginę niewinnie. Niech tym wszystkim, co mnie zło czynili, niech Bóg wybaczy i niech im błogosławi - napisał Józef Jankowiak pod koniec swojego listu do najbliższych.
źr. wPolsce24 za PAP (Ewa Fiutka)