Miliardy na pensje urzędników. Trzaskowski ma ich kilka tysięcy
Dlaczego prezydent Warszawy mówi i zaleca cięcia w służbie zdrowia i jednocześnie toleruje przerost zatrudnienia na swoim podwórku?
Rafał Trzaskowski zamierza ulżyć przedsiębiorcom kosztem pacjentów. Kandydat Koalicji Obywatelskiej chce obniżyć składkę zdrowotną i to jak najszybciej.
- Przedsiębiorcy, wszyscy tego oczekują - mówił Trzaskowski w rozmowie z dziennikarzami telewizji Polsat. - Rozumiem, tylko pytanie, czy chorzy tego oczekują? Słyszał pan panią minister zdrowia, która nie jest w stanie podnieść ręki za tym projektem? - dopytywał dziennikarz, a prezydent Warszawy ripostował - Pani minister broni interesów ministerstwa.
Na uwagę dziennikarza, że to nie są interesy ministerstwa, tylko chorych i, jak w tej sytuacji będą dalej działać szpitale, kiedy wiele z nich jest już bardzo poważnie zadłużonych i w każdym momencie może dojść do finansowej agonii Rafał Trzaskowski ma prostą receptę: Niech szukają oszczędności.
Tymczasem w Warszawie urzędnicze Bizancjum
Rafał Trzaskowski wzywający szpitale do szukania oszczędności wypada, mówiąc delikatnie, mało wiarygodnie.
W zarządzanej przez niego Warszawie padł ostatnio niechlubny rekord zatrudniania urzędników. Tych jest w stolicy już cała dywizja, ponad 9 tysięcy. Wielu warszawiaków nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że ich pieniądze są wydawane na utrzymanie takiej prawdziwej urzędniczej armii. Jak podliczyło Prawo i Sprawiedliwość, na pensje urzędników stolica wydaje rocznie dwa miliardy złotych.
Jeśli porównać administrację prezydenta Rafała Trzaskowskiego do rządu, to nawet tu to porównanie wypada dla warszawskiego ratusza niekorzystnie. I tak już rekordowo liczny rząd Donalda Tuska jest mniej liczny niż liczba dyrektorów i zastępców w stołecznym ratuszu.
Zwłaszcza, że administrowanie krajem, to co innego niż administrowanie miastem. Aż strach pomyśleć, ilu ministrów w Kancelarii Prezydenckiej potrzebowałby Rafał Trzaskowski, gdyby wygrał najbliższe wybory.
źr. wPolsce24